..................................................................

..................................................................

środa, 7 stycznia 2015

Skok w Nowy Rok

Patrzę na datę ostatniego wpisu,powiększam trzcionke,by lepiej widzieć i wciąż niedowierzam.
Czas to jest taki  zapierdzielacz.A przynajmniej mój.Chciałabym,żeby się zatrzymał na chwilę,albo chociaż zwolnił,żebym mogła nasycic się tym okresem.Chciałoby się napisac cudownym,bo tak jest,tylko że własnie pewne sprawy i wydarzenia nie dają mi tego luksusu i dlatego chciałabym wolniej albo się cofnąć i przeżyc to jeszcze raz.Po swojemu.
Nie wyczekiwałam świąt Bożegonarodzenia z niecierpliwością.W ogóle nie czułam atmosfery,cho ć brakowało mi niewiele abym uwierzyła,że „idą święta” …Dziwne,bo przeciez każdy na moim miejscu nie mógł by się doczekac pierwszych swiat,które miały być podwójnie szczególne.Bo we trójkę i w nowym domu.W rodzinie Onego jestem taka jakby niewidzialna,jestem traktowana bezpłciowo,bez zażyłości i wylewności.Zresztą,między nimi wszystkimi panują takie relacje a mnie do udanych świat najbardziej pasuje uściskac brata i wyszeptac mamie że ją kocham przy wigilijnym łamaniu się opłatkiem.W moim rodzinnym domu w wieczór wigilijny gasły spory.To był chyba jedyny dzień w roku,kiedy oglądało się rodziców przytulonych,gdy nachodził każdego taki stan aby wszystko przebaczyć,zapomniec i zacząć na nowo.I to było takie piękne.I bezpowrotne.
Po 36 latach życia,z tego 17 spedzonych z daleka od domu,wspominam to z łzami i rozklejam się  gdy dociera do mnie,ze już nie wróci,że dla mnie nie ma już tamtego domu.Nigdy nie tęskniłąm za rodziną i domem tak,jak odkąd sama założyłam swoją i osiadłam w „swoim” miejscu na ziemi.Ta tęsknota jest niewyobrażalnie boląca,czasami mnie przeraza,bo myśli niejednokrotnie podązają w kierunku powrotu…”Tam,gdzie mnie kochają” powtarzam jak mantrę.Paradoks.Tyle lat poza domem,tyle tysięcy kilometrów dystansu ,dziesiątki poznanych ludzi,mnóstwo doświadczeń i nic mnie nie zmieniło,tylko żal rozdziera serce.Rozmawiałąm o tym z siostrą  i ona czuje dokładnie to samo.A Wy?Ci którzy jesteście daleko od rodzinnych domów?
Ale nie chodzi o to,ze nie dałam szansy tym świętom i dlatego minęły tak,prawie że koszmarnie.
Nie,nie porównywałam rodziny Onego do mojej,nie doszukiwałam się i na nic nie nastawiałam,wobec tego nie chodzi o rozczarowanie.Miałam namiastkę w tamtym roku i wiedziałam że u nich czas świąteczny to przede wszystkim okazja aby dobrze zjesć ( dużo)  i się napic.I o to ostatnie mi się rozchodzi…Dwa świąteczne dni minęły mi na oglądaniu jak towarzystwo rozlewa kolejną butelkę czystej,Żubra czy też Krupnika ( jak to oni nazywają ) a kolejne dwa na leczeniu tego co wywołało spożycie powyższych.Jedzenie to był taki dodatek a wigilijna kolacja w wydaniu teściowej to już szczyt szczytów.Podając „barszcz” powiedziała,że  instant,b0 „po co się wysilać” i tak było z kazdą potrawą która ladowała na świątecznym stole.I nie chodzi mi bynajmniej o jej pochodzenie,tylko o komentarz jaki temu towarzyszył.Ciast nie było,bo „się pije i słodkie nie podchodzi” za to towaru w occie było pełno.Tu ogórki,tu grzybki,tu papryczka..Czyli nie zadowoliłam się nawet od strony żołądka.Za to doskonaliłam swoje umiejętnośći jako kierowca,bo stałam się nadwornym szoferem famili na kilka dni.Przełom roku w tym samym towarzystwie okraszony był moim cierpieniem pod każdym względem.Nawet fizycznym,bo ząb o sobie przypomniał.Tyle że tym razem to ja byłam gospodynią i tutaj chociaż moje podniebienie skorzystało.Szampana o północy wypiłam z takim namaszczeniem jakby to było co najmniej Moet a nie produkt zza wschodniej ściany za 6.99 Ale mi się chciało alkoholu!A raczej efektu placebo,bo po kilku łyczkach pomyślałam sobie,ze jestem na rauszu i łatwiej mi będzie znieść towarzystwo.
Do tego wszystkiego od jakiegoś miesiąca Riczi ząbkuje.To znaczy ma wszystkie objawy ale efektu brak.Dni mamy zapłakane,noce histeryczne.Wyobraźcie sobie to wszystko plus Ony na dwutygodniowym urlopie.Już widze te wywrócone oczy na znak niezadowolenia i od razu Wasze zdziwienie,że wytrzymałam to wszystko i dzielnie zniosłam.Taaaa…Ulało mi się nie powiem.Bo w pewnym momencie miałąm już dosyć szwagierki która bywa u nas codziennie i wtrąca się we wszystko.No to wykrzyczałam któregoś razu niezadowolenie i usłyszałam wydalające się z mojego własnego gardła słowa że się rozwodzę!Bo wydawało mi się że ożeniłam się z Onym a nie z jego cioteczną siostrą ale skoro się pomyliłam i tak nie jest to ja poprosze o rozwód natychmiastowy!
A to przyniosło nietajne konsekwencje,ale już nie zdarzę napisac,bo właśnie Riczatko się rozpłakało na znak że już nie spi i domaga się mamusi.A raczej jej cycka ;-)

No to wszystkiego najlepszego w 2015!

9 komentarzy:

  1. Simero - Tobie, Wam - też wszystkiego najlepszego na ten 2015-sty. Niech będzie lepszy - pod tym względem, pod jakim byś chciała, by był :-).

    Mnie w święta ciągle jeszcze brak Mamy, choć w tym roku na wyjazdowym Bożym Narodzeniu czułam się raczej jak na fajnym urlopie, a nie na Świętach, ale było to całkiem przyjemne. W moim domu rodzinnym też za kołnierz nie wylewają, ale np nie do pomyślenia było picie w Wigilię - zresztą do dziś chyba tego unikają. W święta - zależnie od towarzystwa i gości. Nie mam nic przeciwko piciu, ale nie cierpię jak się ktoś upije i stwarza problemy - a znam takich wśród najbliższych... W niemal każdej rodzinie pewnie tacy się znajdą. Osobiście, tak jak Ty - od Świąt też oczekiwałabym więcej, niż tylko siedzenie za stołem, picie i leczenie kaca.

    Szwagierki współczuję! U nas w rodzinie też bywa różnie, ale choć jesteśmy ze sobą dość blisko, to nikt się w niczyje życie tak nie wwala. Domyślam się, że to musi być potwornie wkurzające!

    Ząbkowanie zaś... trzeba przetrwać. Czasem nam się wydaje, że to to (jak u mojego bratanka), a tymczasem te niby objawy trwały 5 miesięcy ha ha. Pierwszy ząb wyrósł mu około roczka. U moich w 8 i 9 miesiącu.

    Trzymaj się dzielnie! Ślę uściski!

    OdpowiedzUsuń
  2. Miało być siostrzeńca ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. ehhhhhhhhhh te rodziny mężów skaranie Boskie ....

    Współczuję Ci takich gównianych Świąt i rozumiem Cię w 100% bo jak sobie przypomnę moją JEDYNĄ pierwszą i ostatnią Wigilię u teściów mojego pierwszego męża (nie mylić z obecnym :)) to aż mi się niedobrze robi. Wyszłam za mąż wtedy w październiku i pomyślałam, że będzie miło teściom którzy mnie nie znosili od pierwszego dnia (blisko 10 lat) jak pierwszą Wigilię spędzimy u nich. Ja pierdzielę co mnie wtedy napadło do dziś nie wiem. U mnie Wigilia jest taka jak u Twojej rodziny. Każdy coś samodzielnie gotuje i przynosi, albo mamie się pomaga, jest modlitwa, czytanie z Pisma św, wspomnienie zmarłych których już nie ma z nami przy stole a potem śmiechy, wygłupy i jedzenie do oporu w tej atmosferze. Mama gotuje same nasze ulubione potrawy barszczyk, karp na maśle, kapusta z grzybami, makówki .... ehhhh. Pijemy jedynie wino do kolacji i to symboliczną 1 butelkę. A u teściów .... masakra. Zupa grzybowa z czego jak dla mnie było to talerz rosołu i pływał w nim 1 grzyb ... potem karp, kupa ości zero przyjemności jedzenia. Nie wiem jak go zrobiła ale nie był filetowany. I to by było na tyle ... na deser coś co oni nazywali kluski z makiem czyli takie ruloniki z ciasta makaronowego otoczone w maku. Dla mnie .... BRAKŁO !!! ja pierdzielę .... generalnie wszyscy sobie złożyli życzenia, usiedli, zjedli ten marny posiłek w 10 minut, następne 15 to było otwarcie prezentów a potem ... UWAGA: każdy się zamknął w swoim pokoju i tam siedział aż do pasterki. Szwagierka poszła do swojego pokoju i zamknęła drzwi, my z mężem do jego pokoju a rodzice zostali w salonie i zaczęli oglądać wiadomości po kolei na każdym kanale. Wróciłam do domu po Pasterce z mężem (bo mieszkaliśmy wtedy u mnie) i pierwsze co to dorwałam się do garów w kuchni i sobie w nocy odgrzewałam bo byłam zwyczajnie głodna. Mojej mamie oczy wyszły na wierzch, że ktoś jest głodny po kolacji Wigilijnej. Never ever tam na Wigilii nie byłam ale to już wiadomo...

    Generalnie prawda jest taka, że po pierwsze każdy faworyzuje swoją rodzinę i sposób spędzania Świąt. Po drugie zawsze wolimy spędzić je z własnymi rodzicami bo teściowie sorry ale to zawsze są i będą obcy ludzie nie ważne jak mili i fajni. Po trzecie w takiej sytuacji jak Twoja, że pili całe święta i źle się tam czułaś a jedzenie było (sorry ale nie świąteczne bo takie instanty to ja jadam na co dzień) to ja bym za rok albo wybrała się do swojej rodziny nawet jeśli to mega daleko albo po prostu zrobiła Wigilię dla siebie dziecka i męża i tyle. Po co iść gdzieś i źle się czuć. To są Święta nie ma co spędzać ich fałszywie.

    A takie wchodzenie do własnego domu przez jakieś tam szwagierko-kuzynki czy kogoś tam to ja bym ucięła prędko i też ostro skoro łagodnie nie dociera. Bez jaj, jesteś dorosła i nikt Ci nie będzie łaził po domu bez zaproszenia. No ale to już musisz robić tak żeby mąż nie czuł się źle i żeby on trzymał Twoją stronę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Troche pozne ale z serca zyczenia wszystkiego dobrego na Nowy Rok!
    Dlugo nie pisalas a tu taki w sumie smutny post...mam nadzieje, ze kolejne swieta spedzisz tak aby byla wyjatkowe dla Ciebie i Twojej rodziny!!
    Pozdrawiam serdecznie!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana, najlepszego ! Masakra te święta, na szczęście ani u mnie, ani u rodziny męża alkoholu w święta jest niewiele, i to jak już to wina bądź likiery. Choć jak jeszcze mój dziadek żył to różnie bywało. Ale jedzenie zawsze było wyśmienite !
    No ciekawa jestem tych nietajnych konsekwencji ! Buziaki :*
    I co udało Ci się wejść do mnie, czy dalej problem ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Lo kurcze, wspolczuje serdecznie takich Swiat! Co to w ogole ma byc??? Zawsze, naiwnie myslalam, ze Boze Narodzenie obchodzi sie podobnie w calej Polsce. Moze w roznych regionach robi sie nieco odmienne potrawy, ale cala otoczka pozostaje taka sama... He, czlowiek uczy sie cale zycie...
    A moze nastepne Swieta uda Wam sie spedzic z Twoja rodzina? Albo zaprosicie ich do siebie?
    Odpowiadajac na Twoje pytanie... Jak wiesz, jestem jedna z osob, ktora Swieta spedza daleko od domu. Powiem Ci, ze nie tesknie. Nie wiem skad to wynika, bo mimo ze moja matka byla i jest taka, jaka jest, to Swieta zawsze byly milym wydarzeniem. Jakos zaakceptowalam, ze tutaj jest moj dom, moje dzieci, moj maz, moje miejsce na ziemi. Chcialabym spedzic kiedys Swieta z dziecmi w Polsce, ale nie dlatego, ze tesknie za rodzina, ale po prostu w Polsce Swieta sa takie, no, bardziej swiateczne... ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem co bym zrobiła na Twoim miejscu... Sytuacja w Święta była u Ciebie na prawdę słaba :( Przykro mi...
    Na swoim przykładzie wiem, że ciężko jest też coś powiedzieć na głos, nie chcemy kłótni, nie chcemy sprzeczek rodzinnych i dlatego siedzimy cicho a żalimy się na blogu lub u najbliższych...
    Pozostaje wierzyć w to, że coś się zmieni. I to szybko się zmieni, bo jeśli kolejne Święta spędzisz w ten sposób to coś czuję, że nie będzie Ci do śmiechu... :(

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja Ci bardzo współczuję dlatego że to sytuacja trochę walenia głową w ścianę, Ty jedna na przeciw im wszystkim. Jeśli Twój mąż w końcu nie dokona wyboru tylko będzie bardziej z nimi niż z Wami to ten dramat Ciebie wykończy. Współczuję Ci świąt, wiem co czułaś i chyba bym się przy nich wszystkich popłakała. Nie wiem ale jeśli po dobroci nie dotrze do towarzystwa, że Twój dom to Twój teren a im wara od niego to trzeba pazurami i zębami, inaczej Ciebie zgnoją. Ja wiem jedno, łatwo gadać... gdy mi bezsilność związała ręce i nogi na supeł, poddałam się, jak wiesz, rozwiodłam i chociaż jestem sama jak palec to już nie muszę się do nikogo dostosowywać i grać pod czyjeś dyktando. Ale czy czuje się z tym lepiej? Polemizowałabym.

    OdpowiedzUsuń