Mówią,że ludzie
się nie zmieniają…To raczej okolicznośći sprawiają,że stajemy się inni i
dostosowujemy do warunków.Nie wiem,zwał jak zwał,w każdym bądź razie dla mnie
zmiana jest zauważalna w wielu kwestiach.Faktycznie,w moim życiu zmieniło się
wiele.Miejsce zamieszkania,otoczenie,status rodzinny,myślenie w jakimś stopniu
też,choć zapatrywania ogólne mam wciąż takie same.Niezmiennie cenie sobie w
życiu spokój ducha,sielanke w sercu i wewnętrze realizowanie się.A reszta?
No cóż,jakby to
ugryźć..?Może bez ogródek i owijania w bawełnę.
Jeszcze jakiś
czas temu, o tej porze roku i biorąc pod uwagę że świeciło słonce,moim celem, z
tych mniej ambitnych było zrzucenie z siebie wszelakich odzień oraz powłok martwych komórek i zatroszczenie się o
to,aby moja skóra pokryła się zdrową opalenizną a kości nagrzały po długiej (
tak naprawdę krótkiej ) zimie. W tym roku jest jakby inaczej,bo tego słońca jak
na razie to tyle co na lekarstwo.Więc tym bardziej powinnam skocznym krokiem
udac się na taras/ogródek,po drodze gubiąc ubranie ,rozsiąść [i]się
wygodnie na lezaczku/hamaku i poddać
jedynej pieszczocie jaka mnie w dniu dzisiejszym czeka.No ale nie. Po rytualnym
poranku,w tłumaczeniu na nasze tzn karmienie dziecka piersią,zmianą dwóch
pieluch,karmieniu kaszką,spacerze szybkim w celu dotlenienia brzdąca,zjedzeniu
własnego sniadania i wypiciu kawy na stojąco,pognałam do ogródka pielić grządki
nie patrzać co mam na sobie w charakterze stroju,fryzury i zmeczonej twarzy.A
jak przyszła pora przerwy to musiałam znowu dziecku tyłek z kupy umyć i
zapakowac w świeżą pieluchę.Nie wiem czy wiecie jak to się odbywa u około
rocznego dziecka…? Potem zrobiła się godzina jedenasta,więc najwyższy czas na
nastawienie obiadu.
No ale miało być
o tym,że się zmieniam a nie o kulinarnych wyczynach.No własnie!Nie istnieje już
takie coś w praktyce.Wyczyny umarły.Wyparły je zupy gotowane na szybko i na
winie.Czyli co się nawinie to do gara.Dzisiaj będzie barszczyk z młodych
buraczków.Delikatny,tak,żeby Riczi tez zjadła,bo mam już po dziurki w nosie
gotowanie na dwa gary.A kiedyś tak lubiłam poeksperymentować w kuchni.I były
plany,że w swojej nowej,wymarzonej to będę tworzyć…
W ogóle to ja
miałam być idealną,zadbaną i uśmiechniętą mamą,żoną oraz spełnioną gospodynią
domową. Co nieco się z tego udaje realizować.Jeśli chodzi o obowiązki domowe a
szczególnie sprzątanie to niewiele się zmieniło i wciąż w trybie codziennym jeżdżę
odkurzaczem po domu.Udało mi się jednak osiągnąć kompromis z samą sobą i
podłogę zmywam co drugi dzień.No chyba,ze się nanosi czy zachlapie,co często się
zdarza.Jezu,jak ja się kłoce z samą sobą.Ile razy już jedna ręka drugiej mopa
wyrywała w celu odrzucenia go w najciemniejszy kąt mieszkania.I tyle samo
razy,ta druga słabsza ręka sięgała po niego jak ta pierwsza zajęta była czymś
innym.No nie umiem sobie tego sprzątania odpuścić.Ale staram się.No i z tych
planów jaką miałam być,to jeszcze udało się dotrzymać słowa co do utrzymania
figury i stanu fizycznego ciała swego.Tylko,że tak naprawdę to żaden wyczyn czy
starania,po prostu nie udaje mi się dłużej jak chwile wysiedzieć na jednym
miejscu,plus ze dziecko raczkujące jest wiec o stanie spoczynku nie ma mowy.
Zupełnie
straciłam wątek..miało być o tym,ze się zmieniłam,ale w głowie szumi mi ta zupa
którą muszę przypilnować i Riczątko chyba się nudzi bo strasznie trzaska
drzwiczkami od szafki.
Oprócz tego to rozkręcam
się powoli.Tak wolno niczym pogoda i wiosna w naszym kraju…
Koleżanka była z
dzidziem maleńkim,pogadały my se za wszystkie czasy.Osiem lat nadrabiałyśmy.
U sasiadów byłam
dwa razy na pogaduchach i z nowymi gadałam przez płot blisko pół
godziny.Obawiam się jednak,ze ta nowa sąsiadka już się zdarzyła do mnie zrazić…Robotę
pewnie miała,bo w takim nowym domu,świezo po przeprowadzce to jest mnóstwo
zajęcia a ja wisiałam na tym płocie i nawet przerwy na przełknięcie śliny nie
robiłam,tylko mieliłam ozorem jakbym z wiek tego organu nie używała.No i na
wyprawie byliśmy jeepami.Na grzęzawiskach,ptaki przez lornetki ogladali my i
ćwiczyli strzały ze strzelby do martwych punktów oczywiście.
Napiszę
jeszcze,ze weekend się nam towarzysko zapowiada a zaraz po będę myśleć
planować organizowac i pakować,bo wojaże
się szykują.Dziecku z okazji jego swięta prezent robimy w postaci „jodowania” i
nad morze się wybieramy.
No to uciekam,żeby
tego barszczu nie przypalić….
Fajny prezent na Dzień Dziecka :) Zazdroszczę morza (kocham, uwielbiam!) ja muszę do lipca poczekać.. Udanego wyjazdu życzę!
OdpowiedzUsuńCzas tak szybko ucieka ze dlugo na lipiec czekać nie bedzies :)
UsuńA morze kocham, ale bardziej to nad które Poly się wybiera ;)
ja pierdykam ale Cię wypościło na tej wiosce, że przy pierwszej okazji napadłaś sąsiadkę i pewnie teraz ma Cię za gadułę, której należy unikać :D
OdpowiedzUsuńPrzy drugim kochana przy drugim :p
UsuńPierwszym razem się kontrolowalam, pelna gracja i dyplomacja haha
kurde spieprzyłaś sprawę :) musisz to sprostować :)
UsuńPróbowałam,w sobote rzuciłam tylko jednym "dzień dobry" i wzamian usłyszałam to samo...No nie wiem co z tego będzie.
UsuńWrocilas do zywych! Z przyjemnoscia przeczytalam Twoj wpis, wyglada na to , ze po kroczku dojedzisz "do siebie"!
OdpowiedzUsuńUdanego wypadu!!
Bo mnie słońce do normalnego funkcjonowania konieczne, naprawde to uzależnienie i jak napiszę ze jestem meteopatka to nie przesadze ;)
OdpowiedzUsuńCzytam i czytam i wlos mi sie na glowie jezy! Ze zgrozy nad sama soba... Ty masz dziewczyno motorek w du... tylku! Jak Ci sie udalo tyle dokonac do 11 rano?! I w tym jeszcze spacer z Riczi odbyc? Moje Potworki wstaja cos okolo 6, ale do 11 to mi sie udaje najwyzej wcisnac im oraz sobie pierwsze sniadanie, drugie sniadanie, umyc i przebrac towarzystwo z pizam i moze, ale takie naprawde MOZE wypic kawe. :D Jesli udaje mi sie zrobic cos wiecej, to odbywa sie to kosztem wlaczenia dzieciarni bajki. A ze staram sie im ograniczac czas przed tv, wiec to juz wylacznie w sprawach zycia lub smierci. ;)
OdpowiedzUsuńZe sprzataniem tez jakos udalo mi sie poluzowac. Podloge myje prawie codziennie, z naciskiem na "prawie" wylacznie w kuchni, bo tam zawsze sie cos wysypie, kapnie, czy sie naniesie, bo uzywamy wejscia kuchennego jako "glownego". Reszta domu musi sie zadowolic jednym razem w tygodniu.
A sasiadka sie nie przejmuj. Ona tez wyprowadzila sie na Wasze odludzie, wiec pewnie i jej brakuje ludzkich rozmow. ;)
No i wyglada na to, ze pomalu budzisz sie z dlugiego, zimowego snu! Az zazdroszcze kiedy czytam o Waszych ostatnich atrakcjach! :)
To nie tak! Cobyś zrobiła a raczej nie zrobiła to masz dwójkę i jestes usprawiedliwiona ;)
UsuńJa po prostu miewam takie zrywy,dwa,trzy razy w tygodniu,że staram się "uwinąć" z obowiązkami do południa żeby potem leniuchować ( wiadomo jak wygląda lenistwo matki ) Bywa też tak,że do jedenastej zdarzę tylko wypić kawę ( nie ma opcji że nie wypije ) i zajmować się dzieckiem.żadna tam idealna pani domu ze mnie. Sąsiadka to musi pomieszkac trochę żeby zatęsknić do rozmowy tak jak ja..tym bardziej,że ona pracująca kobieta,więc na możliwość rozmowy pewnie nie narzeka i zastanawiam się czy przypadkiem po powrocie z pracy nie szuka w domu świętego spokoju,tymczasem ja jej poprzeszkadzałam trochę.Nie mam zamiaru się przejmować,co nagle to po diable a poza tym to nic na siłę :)
O, ale fajnie- napisz czy to "jodowanie" Wam się udało :)No przyznam jak Agata, że mas dziewczyno powera!
OdpowiedzUsuńA sąsiadka na pewno się cieszy, że będzie miała z kim pogadać! Głowa do góry.
Pozdrawiam
Witam w moich skromnych progach :)
UsuńNo,miewam takie zrywy i bojowe podejście do obowiązków,ale nie zawsze.Pisałam już wyżej,że bywa u mnie że mam luźniejszy dzień,bo na przykład obiad z poprzedniego dnia a prasowanie odkładam na jutro.
Musze któregoś dnia opisać "dzień lenia" haha
Nareszcie jakieś spotkania, towarzyskie i sąsiedzi, i pewnie dzięki temu Ty żywsza i bardziej energiczna. Wnioskuję po tym, że tak uwijasz się ze sprzątaniam i ogarnianiem przestrzeni domowej :) Gospodyni rewelacyjna z Ciebie, podziwiam bo nawet ja czasem bez dziecka nie mam takiej pary jak Ty z maluszkiem :)
OdpowiedzUsuńUdanego wypoczynku!
Chyba jednak przesadnie się zareklamowałam haha!
UsuńNie przejmuj się, ja np. lubię, jak sąsiedzi są otwarci i więcej mówią niż ja ;)
OdpowiedzUsuńWitam :)
UsuńTa moja nowa sąsiadka to z blokowiska się do nas przeprowadziła i jednak cisza to jest to czego teraz potrzebuje najbardziej :]