Moje macierzyństwo miało być słodkie.Byłam o tym głęboko przekonana.
Mimo tego,że bywałam na forach,gdzie matki małych dzieci dzieliły się trudami dnia ze swoimi koleżankami.Nawet pomimo,iż czytywałam o prawdziwym obliczu macierzyństwa w czasopismach i oglądałam wywiady z kilkoma mamami.Nie zmieniłam zdania nawet po rozmowie z bratową,która wychowała sztuk trzy i nic nie robiłam sobie z przestróg mojej mamy,która od dawna straszyła „zobaczysz,jak sama zostaniesz matką”
To nie tak,że nie wierzyłam,że tak bywa i nie dlatego,że ignorowałam czyjeś problemy czy tez,jak wtedy myślałam nieradzenie sobie.
Przecież ja tak tego cudu wyczekiwałam!Po dwóch niepowodzeniach i latach starań stałam się cierpliwą i nieugietą osobom.Byłam silna i gotowa zmierzyć się z każdym ciężarem,jaki przysparza dziecko.Żyłam w przekonaniu,że doskonale sobie poradzę,bo przecież tyle już widziałam…
Poród przyjełam bohatersko.To nic,że do dziś dnia płacze na wspomnienie i tak naprawdę mam ogromną traumę.Kiedyś to może przeboleje…
Potem przecierpiałam walke o karmienie piersią,następnie toczyłam bitwy o unormowanie dnia brzdąca,kolejnie przyszedł czas na rozszerzanie diety u totalnego niejadka,chwile później nawiedziło nas bolesne ząbkowanie a teraz zmagam się z nauką mobilnośći w pionie.Do tego idą ząbki!Dwa na raz,są upały,wiec moje dziecko nie ma apetytu,plus że jest odparzone a ja spodziewam się okresu.
Kumulacja niczym ta sobotnia,tylko zamiast kilkudziesięciu milionów to ja mam poszarpane nerwy i szukam jakiejś wyrzutni,która mnie wybije w kosmos.Chyba tam byłoby mi najlepiej w aktualnej sytuacji.Póki co na takową przyjemność się nie zanosi,wiec zaczęłam szukac pracy.Ony głośno się sprzeciwia,teściowie niezadowoleni,tylko szwagierka zaciera ręce,ciesząc się,że już nie będę miała tak słodko i niemalże codziennie pyta czy już coś znalazłam.Taka z niej pragmatyczka,niby trzeźwo stąpa po ziemi,ale nie zauważa jaka jest rzeczywistość.Moja.Bo jej jest straszna.A ja to mam dobrze,wiadomo.
A prawda jest taka,że nawet miodzie potrafi się przejeść.A usposobienie mojej córeczki to słodkie nie jest.
Chociaż z drugiej strony,to mam nadzieje,że to taki wiek i przejdzie,bo jak się okaże,że jednak z charakterem poszła w tatusia,który to jawnie się przyznaje do tego że grzeczny nie był,to ja nie wiem…
Z tym szukaniem zatrudnienia,to tak po cichu i nieśmiało,bo póki co to z balastem o imieniu Riczi nie mamy co zrobić.Na żłobek szkoda dzieciaka,zresztą,ona taka nieporadna,przy cycusiu jeszcze i mocno mamusiowata.Teściowie na razie nie są zainteresowani opieką nad wnuczką,ale myślę że wraz z psującą się pogodą na jesień/zimę wykarzą chęci.Tyle,że nie gwarantuje,że wtedy do pracy będzie mi się chciało,albo takowa akurat się znajdzie.Ony mi tłumaczy,żebym poczekała do wiosny,wtedy o robotę łatwiej i z małą będzie już inaczej.Być może,ale perspektywa spędzonej tutaj zimy mnie przeraza,nawet prognozy o ciepłej jesieni nie pocieszają.
Mimo tego,że bywałam na forach,gdzie matki małych dzieci dzieliły się trudami dnia ze swoimi koleżankami.Nawet pomimo,iż czytywałam o prawdziwym obliczu macierzyństwa w czasopismach i oglądałam wywiady z kilkoma mamami.Nie zmieniłam zdania nawet po rozmowie z bratową,która wychowała sztuk trzy i nic nie robiłam sobie z przestróg mojej mamy,która od dawna straszyła „zobaczysz,jak sama zostaniesz matką”
To nie tak,że nie wierzyłam,że tak bywa i nie dlatego,że ignorowałam czyjeś problemy czy tez,jak wtedy myślałam nieradzenie sobie.
Przecież ja tak tego cudu wyczekiwałam!Po dwóch niepowodzeniach i latach starań stałam się cierpliwą i nieugietą osobom.Byłam silna i gotowa zmierzyć się z każdym ciężarem,jaki przysparza dziecko.Żyłam w przekonaniu,że doskonale sobie poradzę,bo przecież tyle już widziałam…
Poród przyjełam bohatersko.To nic,że do dziś dnia płacze na wspomnienie i tak naprawdę mam ogromną traumę.Kiedyś to może przeboleje…
Potem przecierpiałam walke o karmienie piersią,następnie toczyłam bitwy o unormowanie dnia brzdąca,kolejnie przyszedł czas na rozszerzanie diety u totalnego niejadka,chwile później nawiedziło nas bolesne ząbkowanie a teraz zmagam się z nauką mobilnośći w pionie.Do tego idą ząbki!Dwa na raz,są upały,wiec moje dziecko nie ma apetytu,plus że jest odparzone a ja spodziewam się okresu.
Kumulacja niczym ta sobotnia,tylko zamiast kilkudziesięciu milionów to ja mam poszarpane nerwy i szukam jakiejś wyrzutni,która mnie wybije w kosmos.Chyba tam byłoby mi najlepiej w aktualnej sytuacji.Póki co na takową przyjemność się nie zanosi,wiec zaczęłam szukac pracy.Ony głośno się sprzeciwia,teściowie niezadowoleni,tylko szwagierka zaciera ręce,ciesząc się,że już nie będę miała tak słodko i niemalże codziennie pyta czy już coś znalazłam.Taka z niej pragmatyczka,niby trzeźwo stąpa po ziemi,ale nie zauważa jaka jest rzeczywistość.Moja.Bo jej jest straszna.A ja to mam dobrze,wiadomo.
A prawda jest taka,że nawet miodzie potrafi się przejeść.A usposobienie mojej córeczki to słodkie nie jest.
Chociaż z drugiej strony,to mam nadzieje,że to taki wiek i przejdzie,bo jak się okaże,że jednak z charakterem poszła w tatusia,który to jawnie się przyznaje do tego że grzeczny nie był,to ja nie wiem…
Z tym szukaniem zatrudnienia,to tak po cichu i nieśmiało,bo póki co to z balastem o imieniu Riczi nie mamy co zrobić.Na żłobek szkoda dzieciaka,zresztą,ona taka nieporadna,przy cycusiu jeszcze i mocno mamusiowata.Teściowie na razie nie są zainteresowani opieką nad wnuczką,ale myślę że wraz z psującą się pogodą na jesień/zimę wykarzą chęci.Tyle,że nie gwarantuje,że wtedy do pracy będzie mi się chciało,albo takowa akurat się znajdzie.Ony mi tłumaczy,żebym poczekała do wiosny,wtedy o robotę łatwiej i z małą będzie już inaczej.Być może,ale perspektywa spędzonej tutaj zimy mnie przeraza,nawet prognozy o ciepłej jesieni nie pocieszają.
Nie jest łatwo, ale zobaczysz, ze im dalej tym lepiej z dzieckiem. Przynajmniej u nas tak było :-) Trzymaj sie i nie poddawaj. A może jakaś fajna praca sie znajdzie i teściowie nie będą mieli wyjścia i zajmą sie Mała :-) Powodzenia.
OdpowiedzUsuńJak na razie to jest tylko gorzej :( no ale zyje nadzieją na poprawę.
UsuńA ja tam chętnie przez to całe "piekiełko" przeszła ;) Widzę co moja sis ma z Antkiem, ale jakoś mnie to nie przeraża, bo radości też przy ty co niemiara :)
OdpowiedzUsuńAj tam, od razu piekielko.Po prostu gorszy dzień, a u mnie dochodzi to ze jestemnz dzieckoem 24h/dobe; 7x7 Nie mam zadnej pomocy, rodzina onego noe kwapi się zeby odciążyć mnie choćby na pół godz tygodniowo.Dziadkowie przyjezdzaja się goscic i powzdychac jak to u nas fajnie. To rodzi frustracje, nie zdrowy jest taki uklad dziecko=matka.
UsuńOj to fakt, jak nie masz znikąd pomocy to masz prawo się tak czuć :(
Usuńdomyślam się, że dla aktywnej osoby takie siedzenie w domu z bobasem z którym się nie pogada i do tego ciągle trzeba go pilnować to masakra. Część moich koleżanek z tego powodu prędko wraca do pracy bo mówią, że dziczały w piaskownicach i wręcz się uwsteczniały towarzysko ... pewnie też bym miała po sufit po jakimś czasie
OdpowiedzUsuńJa się cofnelam pod kazdym wzgledem :(
UsuńRaz, ze na wygwizdowie mieszkam, dwa ze jesli nawet się wyrwe to spotykam zawsze te same osoby, rodzine ma z nimi rozmowa to jak wyuczona na pamięć regulka, no i trzy dzieciak ogranicza.
No dobra, patrzac na wszystko obiektywnie to nie jest tak źle...tylko ostatnio mala daje się we znaki a ja przed miesiączka mam bardzo male poklady cierpliwości i wytrzymałości.
wiadomo, że to chwilowe biadolenie :P nie oskarżam Cię przecież o to, że jesteś złą matką bo chcesz dziecko oddać albo gdzieś podrzucić i iść do pracy :) Ci co dzieci nie mają patrz ja często sobie myślą, jak te mamy mają super. Roczny macierzyński, siedzą sobie z dzieckiem zero pracowego stresu, sam odpoczynek ... no ale z kolei Ty będąc w takiej sytuacji myślisz, że już byś chciała pracować :) to normalka
UsuńDokładnie .
UsuńBroń Boze zebym uciemiezona byla macierierzynstwem.Co najwyzej marudnym charakterem ;)
Ja tez bylam przekonana, ze u mnie bedzie tak cudownie, slodko, cukierkowo po prostu... Bo tez przeciez prawie 4 lata na to dziecko czekalam, tyle lez wylalam, itd. Hehe, charakterek mojej pierworodnej szybko przywrocil mnie do rzeczywistosci... Owszem, slodko jest, ale czasami. Czasami jest tez zgrzytanie zebow, a jeszcze czesciej wk*rw i zniecierpliwienie. ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy u Ciebie sie to sprawdzi, ale z Bi pierwszy rok to byl koszmarek. Drugi za to okazal sie byc calkiem w porzadku. Zeby w trzecim znow sie popsuc na maksa. W czwartym zaczelo sie poprawiac i piaty poki co tez wydaje sie ok (obym nie przechwalila, haha!). Chyba mi dziecko "dorasta". :)
Za to Nik w drugim roku zycia byl najslodszym dzidziorkiem mamuni, a teraz, w trzecim, tak daje popalic, ze czasem mowie M., ze moze jakis egzorcyzm by cos pomogl? :D
Ja czekalam dziesięć lat, podczas których byly dwie bolesne straty :(
UsuńDlatego momentami czuje się wyrodną matką, bo nie doceniam, bo narzekam, bo mam dosyć.
Czyli was tak w kratkę, co drugi rok nastroje przeplatane :)
Hmm, a ja chyba nie dumałam jak to będzie. Ale też byłam momentami zaskoczona, że taka "słaba" jestem w przyjmowaniu tych wszystkich akcji dziecięcych na klatę. Nie spodziewałam się, że mogę mieć tak dość własnych dzieci, i że tak często potrafię to czuć :(
OdpowiedzUsuńPowodzenia z pracą. No i trzymaj się. Więcej słodkich dni :)
Ja tez nie dumalam, to było oczywiste hehe!
UsuńWłaśnie tak jak piszesz, zaskoczenie ze się noe daje rady u słabość a czasami bezradność sa najgorsze.
Ja żłobek gorąco polecam u mnie nawet możesz poczytać wpis w tym temacie pożegnalny wpis ze żłobkiem i jak ja to przeżyłam. Żłobek to dobra instytucja. Za pracę trzymam kciuki mocno. A co do dziecka to u nas nasz starsza Lulcia była dużo dużo dużo grzeczniejsza kiedy była małym dzieckiem, a nie teraz rozbrykaną, nie słuchającą często, pytlującą a i czasem pyskującą 4-latką.
OdpowiedzUsuńCzytalam ten wpis, pamiętam :)
UsuńNiewykluczone ze jak pójdę do pracy to Riczi do żłobka. Za jakieś pol roku bardzo chętnie, no i zeby bylo za co opłacić ;)
Oj, widze ze przydalby Ci sie "urlop"- choc chwilka dla siebie, badz wyjscie z domu.
OdpowiedzUsuńZycze powodzenia w szukaniu pracy!!
Oj, ptzydaloby się przydalo.
UsuńNo ale na razie to trzeba uzbroić się w cierpliwość, zacisnąć zeby i czekac az pms minie ;)
Zawsze jest jakiś gorszy czas, więc trzymam kciuki żeby szybko minął ;-) też miałam parę kryzysów, aktualnie mam "wyż" hehe
OdpowiedzUsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńCzytalam o tym wyzu.No ja się nie dziwię! :)