..................................................................

..................................................................

poniedziałek, 19 października 2015

Przerywnik w milczeniu

Zrezygnowałam z "Na rozstaju dróg" bo chciałam się otworzyć.Zrobiło się w moim życiu całkiem dobrze,nie musiałam ukrywac łez pod zahasłowanym blogiem i chciałam się dzielić radośćią.Nie podejrzewałam,ze będzie to trwało tak krótko.Pojęcie czasu jest względne,wiadomo...Dla mnie te dwa lata,to zdecydowanie za mało.Ja myślałam,że tak już zostanie,że łzy to już będę wylewac tylko ze szcześcia,że wszystko co najgorsze zostawiam za sobą,a teraz myślę o powrocie na temten blog.
Bo jeśli mam pisac szczerze i tak jakby sobie tego życzyła to chyba tylko tam...tutaj się boję i nie potrafię.Wcielam się w kogoś innego,nieswiadomie.

Wiem,ludzie mają w życiu większe tragedie.Tak stanąć i popatrzęc na moje życie,to nie ma do czego się przyczepić.Mieszkać jest gdzie.Ba,nowy,własny dom,bez kredytów i rozbitego małżeństwa,w którym jedno tyra za granicą.Zdrowie na szczeście tez nam dopisuje,z tego co wiemy.Wsród naszych najbliższych bywa różnie,no ale wiadomo,nieuniknione i kiedyś i nas dopadnie.Do gara tez mam co włożyć.Nie pracuje,siedzę w domu,wychowuje córeczkę.
Jednak ja widzę ''ale''..
Doceniam to co mam,codziennie dziękuje i proszę o to aby budzić i kłasć się spać w tym samym stanie,z myślą,ze jesteśmy zdrowi.Niczego więcej nie żadam.Nie śmiem.Jedynie marzę...O domu w którym panuje miłość i rozprzestrzenia się dobro.
Cały czas się urządzamy.Ony sporo pracuje,wraca do domu po 10 godzinach cieżkiej roboty,często tez pracuje w soboty.W przeciągu roku umeblowaliśmy cały dół.Wciąż kupujemy nowe sprzęty.Tylko nie wiem czy powinnam używać liczby mnogiej,bo to ony zarabia,wiec jego pieniądze i inwestycje...Ja tylko wybieram,
Mamy ponoć piekną sypialnie...ja tego nie zauważam.Salon z jadalnią wygląda gustownie,mnie nie cieszy,mimo tego,ze to mój pomysł.Nie podnieca  mnie nic z tych rzeczy.Nie zauważam że nasz dom się zmienia,pięknieje,nie słysze tych wszystkich achów i ochów w zachwycie nad nową komodą.Ten dom wciąż  jest dla mnie pusty.Brakuje w nim miłośći.Nie czuje go swoim,nie ma w nim czastki mnie,ani kszty życia.Jest taki jałowy.I dumny ze swej pieknośći.
A ja w nim taka nieobecna,tylko fizyczna.
Mam wrażenie,ze jestem tylko po to aby wybrac kupić zamówić ugotowac wyprasować i posprzątac.A przepraszam,uśmiechac się i widzieć wszystko w różowych kolorach to tez moja powinnosć.Nie mam prawa być zmęczona,mieć gorszego dnia,czy focha,wyrażać opini tez nie powinnam.No chyba że jest identyczna jak moich rozmówców.A najlepiej zebym się wogóle nie odzywała,bo co ja wiem o życiu...Siedzę sobie w domu z małym cudnym brzdącem,wychodze na spacerki,szara codzienność i trud życia mnie nie dotyczą.Proza zycia to coś mi nie znanego,nie wiem jaki świat jest okrutny i co dzieje się wokół mnie.
Tak,brzdąc jest cudny.Kochany i najwspanialszy na świecie,Nie ma nic piekniejszego.Kocham go za słodki czy tez urwisowaty uśmiech.Uwielbiam gdy wariuje czy łobuzuje nawet,Ale jestem tylko człowiekiem a macierzyństwo nie sprawiło,ze ulotniły się ze mnie uczucia takie jak irytacja,złość czy wściekłość.A dziecko potrafi do takich skrajnych emocji doprowadzić człowieka.Każde.Nie tylko moje.Dlatego szlag mnie trafia jak mi się odmawia prawa do takich uczuć!
Czuje,że pleśnieje w tym miejscu,grzybieje i zatruwam sobą resztę.
Ony nie jest ze mną szczęśliwy,tak samo jak mnie nie jest dobrze z nim.
Wyrosły miedzy nami słowa,których przysięgaliśmy nie powiedzieć,Doszło do czynów,które nigdy nie powinny się stać.Jesteśmy dla siebie obcy.
On nie rozumie mnie,ja nie interesuje się nim.Łaczy nas tylko Riczi. Jakiś wspólny wymuszony niedzielny spacer i zakupy w galerii handlowej.
Wszystko takie płytkie i nijakie.

Już nawet pisać mi się o tym nie chce...Zobojętniałam,

A co do komentarzy pod poprzednim postem,to bardzo dziękuje za rady i propozycje rozmów.Szczerze.Wasze dobre chęci mi pomogły.
Tylko,że nie chodzi o to....
Ja po prostu tęsknie za życiem wsród ludzi.Za codziennym "dzień dobry" z panią w kiosku, za "poprosze dwa chleby i litr mleka" każdego poranka i za kierowcą który z impetem wpadł swoim audi w kałuże i mnie zachlapał.Za psa który ujada w sąsiednim mieszkaniu i za wiertarką pana spod czówrki,która budziłaby mnie podczas jego miesięcznego remontu.
Oprócz tego brakuje mi rodziny,która mieszka na drugim końcu Polski.
I nie mogę tak po prostu wsiąśc i pojechać,bo mojego auta używa Ony żeby jeżdzić do pracy,poza tym ja nie przejadę sama z dzieckiem tyle setek kilometrów choćbym nawet miała samochód do własnej dyspozycji,Koleją też nie pociągne,bo nie ma bezpośredniego połączenia,autobusem to samo,a targac się z maleńkim dzieckiem,z dwoma przesiadkami i podróżować po nascie godzin to jest już akt desperacji i głupoty zarazem.
Z koleżanką na kawę i ploty też nie pójdę,bo najzwyczajniej w świecie mieszkam tutaj krótko,znam mało ludzi i mam zaledwie dwie koleżanki,z których jedna mieszka 40 km drogi a druga pracuje za granicą i choć przyjeżdza czesto to na kilka dni i czasami nie udaje się spotkać.
Tak wiec to nie jest tak,ze mi się smutno robi,wiec siadam w internetach i pisze na blogu że mi źle a mogę jechać iść i działać.Nie.Nic nie mogę.
Jedyne co to pogodzić się z sytuacją i cierpliwie czekac na czas,gdy będę mogła pójść do pracy i obcować z gatunkiem ludzkim.
Choć wiem,że wtedy tez mi będzie źle...Bo mało czasu,szybkie życie,dużo zobowiazań,zmęczenie itp. No normalny lajf.
I do takiego mi spieszno.

25 komentarzy:

  1. Simero, ja nie umiem ani doradzać, ani pocieszać w takich sytuacjach, ale też nie napiszę Ci, że tak już będzie, że już nic się nie zmieni. Bo na pewno się zmieni i życzę Ci, oby na lepsze. Obyś jakoś odnalazła się w tej rzeczywistości, żeby ta miłość i ciepło się znalazły!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Amishko :-) I ze wpadlas bo jakos drogi nam się rozeszły ostatnio. ..
      Wiem, ze to tymczasowe, ze się zmieni, mam nadzieję że na lepsze.

      Usuń
  2. ale żałuję, że Eli już nie ma ona by Ci znalazła rozwiązanie. Zawsze znajdowała nie na takie problemy. Ehhhh

    Wiesz co wiem, że nam się dobrze gada ale rozumiem wszystko co piszesz. Całe życie mieszkam w mieście i na wsi bym umarła. Wieś mi się podoba tak na 2 tygodnie, na wakacje na odpoczynek ale tak na co dzień ??? never. Więc jak macie na tyle funduszy to myślę żeby albo kupić drugi samochód mały i używany żebyś miała czym się na bliskie odległości poruszać a nie siedzieć w 4 ścianach albo niech Cię mąż po prostu pewnej niedzieli zawiezie z Riczi autem do Twojej rodziny na 2 tygodnie na przykład. Odżyjesz a on chyba nie umrze bez Was te kilkanaście dni. Bo ja tu już nie widzę jak inaczej naładować na nowo akumulatory. Albo może sobie jakieś znajdź zajęcie na czas siedzenia w domu. Nie wiem może dekupaż, może jakieś robienie kartek nie wiem ... ale coś co Cię zajmie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poly i właśnie nawiazalas do najlepszego problemu...O to w tym wszystkim chodzi, ze mąż nie zaueaza moich potrzeb :-( Dla noego to sa fanaberie na ktore będę sobie mogla pozwolic jak sobie zrobię. Tyle ze z pojsciem do pracy to mi nie ulatwia jak kiedyś pisałam. Gdyby Ony mial inne nastawienie to niebyloby dwoch ostatnich postów, bo siedzenie w domu z dzieckiem i wychowywanie upragnionej córeczki to noe koniec świata! Nawet w takim miejscu jak to.Ale jak dochodzi do tego niezrozumienie i brak miłości to juz staje się malym koszmarem :(
      Samochod drugi jest, wlasnosc mojego m ale trzymają tesciowie zebt skorzystac raz na tydzień. Po co mi? Wielka pani się znalazla, tylek po mieście wozic! Pieniądze wydawać! Pieniądze sa mojego n..on zarabia on nimi zarządza, ja dostaje na swoje praktyczne potrzeby, czyli jakas szmata na dupe i eeentualnie kosmetyk.Przeciez niczego więcej na wsi nie potrzebuje. Nawet nie mam za co chrzesniakowi prezentu sprawic na Mikołaja. ..dobrze ze chociaz moja rodzina rozumie, byli i widzieli.
      Glupio mi ze to wszystko pisze...ale boli mnie trzymanie w sobie :-(

      Usuń
    2. o cholera no to już grubo .... teraz to ja chyba sobie walnę na maila to co myślę a nie tutaj. Ale na pewno nie powinno Ci być głupio że to piszesz.Komu masz to w sumie powiedzieć ??? zawsze jak się wygadasz to Ci ulży więc pisz ...

      Usuń
  3. Dokładnie tak samo czułam się, gdy mieszkaliśmy w Stambule. Teraz w sumie też się tak trochę czuję, bo nie mam w Krk ani rodziny ani znajomych, ale tam na emigracji było jeszcze gorzej, bo... dalej :) Dobrze, że jest chociaż blogowisko :)

    Nie wiem zupełnie co Ci poradzić, bo ja sama też nie widzę za bardzo rozwiązania dla swojej sytuacji. Z pewnością mogę Ci jednak napisać, że kochana CIESZ SIĘ i DOCENIAJ to, że mieszkasz we własnym domu. Domu, nie mieszkaniu. Mówię Ci to ja - która spała w nocy 2h a teraz o drzemce moze tylko pomarzyć, bo sąsiad z góry wali młotem i szaleje z wiertarą. I tak od kiedy się tu wprowadziliśmy, uwierzysz??? Nie ma to jak dom - to moje wielkie marzenie, gdzie od sąsiadów mogą dochodzić jedynie odgłosy, a nie rzeczywisty hałas...

    Co do pracy... Wiesz, nie zrozum mnie źle, ale aż się uśmiechałam czytajac o Twoich zmartwieniach, bo ja mam DOKŁADNIE takie same :D Nie wiem, czy jest w tym coś głębszego czy też to przez podobny wiek naszych córek :) Praca jest także i u nas tematem na tapecie, z tą tylko różnicą, że do pracy wygania mnie mąż i rodzice :) Bo martwią się, że za chwilę za stara będę by wejść na rynek, bo przekonują, że Laura już duża i mnie to dobrze zrobi. Czy ja wiem czy taka duża? Podobnie jak Riczi bez cycusia ani rusz, a przecież nie zostawię go w domu by móc iść do pracy. Nie chcę jej zostawiać w żłobku, ewentualnie myślę o niani, ale szczerze powiedziawszy mam sporo wątpliwości czy jakakolwiek niania podoła Laurencji i jej wyszukanych wymagań związanych z rytuałem usypiania :P Na razie podaję jej nieśmiało mm, ale jak dotąd butla została rzucona dwukrotnie z impetem w kąt, a buźka Laurencji wymownie skierowała się w stronę mojego dekoltu :D

    No, ale w końcu się uda, nie?

    Życzę nam powodzenia i wytrwałości.

    Aha! Jeszcze jedno. Przemyśl może jeszcze raz wizytę u rodziny,co? U nas to też jest wyprawa i bardzo się jej bałam, ale Laura lepiej znosi podróż niż ją o to posądzałam. Może Riczi też by Cię zaskoczyła. A uwierz mi, nic nie robi lepiej na małżeńskie kwasy niż trochę tęsknoty ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. O tak, coreczki mamy wymagające i absorbujace.Zapewne żadna niania nie podoła! Ja mam teściową, choć nie z wyboru i nie na dlugo.
    Co do wyjazdu to raczej nie...wdam się w szczegóły w najbliższym poscie ;-)
    Ja już jestem stara na naszym rynku pracy, dlatego też nie mam wysokich aspitacji.A ze praca szybko wyjdzie mi bokiem to wiem, ale cóż. .wybieram mniejsze zło. Jakby to nie brzmialo. :(
    Co do własnego domu to nie do konca..to dom mojego meza i coraz częściej mi o tym przypomina.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mnie zmartwił Twój wpis i kompletnie nie wiem co napisać, bo nie znam dogłębnie sprawy, ale jestem zdania jeśli jest chęć porozumienia między Wami i chcecie odbudować to co było kiedyś między Wami to do dzieła. Ja trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję bardzo. Będziemy się starać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak mi przykro Simero.:( Widzę jak ci ciężko i po tym co napisałaś wcale się nie dziwię.. Szkoda, że nie układa ci się z mężem. Ale jeśli jest tak źle to może czas pomyśleć o rozstaniu i o powrocie do swoich rodzinnych stron i zaczęciu wszystkiego od nowa? Masz przecież rodzinę, na którą możesz liczyć. Pomogliby ci przynajmniej na początku przy dziecku itd. dopóki nie dostaniesz pracy i nie staniesz na nogi. Jeśli rozmowy z mężem nic nie pomagają i nie zmieniają Waszej sytuacji i piszesz o braku miłości między Wami to po co to ciągnąć i się męczyć.. Szkoda życia i twojego czasu skoro jesteś nieszczęśliwa i dusisz się tam w tym domu i w tym związku..

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja akurat do mieszkania w miescie i mieszkaniu nie tesknie... Tak jak Lahana, nadal pamietam niekonczace sie remonty sasiadow oraz nocne libacje innych... Ale to zupelnie inna sytuacja, bo nasz dom otoczony jest jednym z wielu na naszej ulicy, a droga w ciagu kilku minut zaprowadzi do miast i miasteczek... Kiedy pokazalas kiedys zdjecia z Twoich okolic, az mnie ciarki przeszly... Na wakacje - owszem, z przyjemnoscia. Mieszkac tak? W zyciu...

    I masz racje, dom bez milosci to tylko budynek... Moj dom jest malutki i raczej brzydki. Lazienka wrecz blaga o remont, kuchnia chociaz o odswiezenie. Wiekszosc mebli jest tylko przypadkowo dopasowana. Ale kiedy wchodze do srodka czuje jakby dom mnie czule obejmowal. To moja przystan, moj przytulny, bezpieczny port...

    Chociaz tak naprawde to chyba nie o dom chodzi, a o Onego... Z postu az bije kryzys malzenski. Nie moge uwierzyc, ze Twoj maz az tak sie oddalil, ze nie rozumie Twojej potrzeby wlasnego zycia i wyrwania sie choc na chwile. Co to za problem zabrac tesciom auto, skoro go praktycznie nie uzywaja?

    Kochana, pozostaje mi trzymac kciuki, zebyscie z Onym znalezli do siebie powrotna droge. Czy raczej zeby JEGO oswiecilo i dotarlo do niego, ze zona to partnerka, a nie darmowa gospodyni domowa i nianka w jednym, a tak Cie najwyrazniej traktuje... :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki kochana, , jeszcze czasami się ludze ze jest dla nas jakas tam mala ostatnia szansa, wiec trzymaj te kciuki ;-)

      Usuń
  9. Dzisiaj mam podobny nastrój, podobne przemyślenia i każde Twoje zdanie jest tak bardzo prawdziwe i tak bardzo mi znane... przez to nawet nie wiem co mogę napisać pocieszającego... bo i sama sobie moglabym pomóc...

    OdpowiedzUsuń
  10. Przykro mi... te dwa słowa cisną mi się na usta... i nic więcej. Chciałabym pomóc, a nie potrafię. Mogę być za to, wysłuchać, wesprzeć ramieniem wirtualnym, zrozumieć.
    Sama często potrafiłam tkwić w takim stanie.. ale pomóc mi trudno. Wiem jak denerwują niektóre porady i słowa pociechy.. Tulę!

    Zablokowałam dostęp, tak. Chcesz to podaj mejla, a wyślę Tobie zaproszenie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie umiałabym być z kimś, kogo nie kocham, żyć z nim pod jednym dachem i zmuszać się do przebywania z nim. Wiem, że ta sytuacja jest ciężka, że nie masz pracy, masz małe dziecko a mieszkając z mamą też nie było różowo, więc nie masz za bardzo gdzie się podziać, ale ja bym tam nie wytrzymała. Pomyśl o ułożeniu sobie życia - dla siebie i swojego dziecka. Dziecko bardzo wcześnie zaczyna wyczuwać, że mama jest nieszczęśliwa. Może najlepiej by było gdybyś pomyślała o tym ułożeniu życia gdzieś poza miejscem gdzie teraz mieszkasz i bez Onego - z nim nigdy na dłuższą metę nie byłaś szczęśliwa...
    A ja mogę powiedzieć z perspektywy Riczi, że ona też nie będzie szczęśliwa w takim układzie - wiem to dobrze, bo małżeństwo moich rodziców wyglądało podobnie, nie łączyła ich miłość i ciepło, też byli dla siebie obcy. A dla mnie jako ich dziecka ich kłótnie, obojętność, frustracja, 'osobne życia' i to, że wiedziałam, że są razem ze względu na mnie, czyli pośrednio przeze mnie są nieszczęśliwi, było bardzo ciężkie. I bardzo żałowałam, że nie mieli na tyle jaj, żeby się rozwieść i żyć inaczej, bez wciągania mnie w ten ich chory układ pod naszym wspólnym dachem.

    Musisz to dobrze przemyśleć - nie możesz marnować sobie życia. Ani swojemu dziecku.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Zdaje sobie z tego wszystkiego sprawe..woem ze dom bez miłości, noeszanujacy się rodzice to najgorsze co moze przydarzyc się dziecku

    :-(
    Wiem
    I zrobię wszystko co w mojej mocy zeby jej tego oszczedzic

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem tu pierwszy raz i trafiłam na taki smutny wpis. Przykro mi bardzo, tylko tyle mogę napisać nie znając sytuacji. p.s. Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale Twój nick wydaje mi się znajomy, możliwe, że kiedyś (ponad rok temu) trafiłam na bloga, o którym wspominasz...przeczytałam kilka postów, ale potem za Chiny ludowe nie mogłam go już odnaleźć. Wybacz, jeśli błądzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Calkiem mozliwe ze to vyl mój blog, bo "zamknelam" go jakos ponad rok temu.
      No to witaj po raz drugi :)
      Takie jest życie, raz jest lepiej, raz gorzej, wiec pewnie poczytasz tu nie raz o radosci i czyms pozytywnym :)

      Usuń
  14. "Dom - to tam, gdzie choćby pod gołym niebem/ ludzie są razem"
    Heloo :). Widzę , że zmiany w wielu obszarach Twojego życia poszły na lepsze :) gratulacje . Teraz lub niedługo (jak dziecko pójdzie do żłobka lub przedszkola) musisz się wziąć w garść ;). Znaleźć pracę wyjść do ludzi , dostać na zewnątrz w przysłowiowe "wpier....." , a powrót do takiego domu po dniach znoju w pracy będzie błogosławieństwem :). Jeszcze jak zrobisz "porządek" z upierdliwą rodzinką Onego to będzie już całkiem prawie fajnie :). Zaczniesz stawiać na swoim i walczyć o to ,że to Ty i wasz córka jesteście tak naprawdę jego rodziną , a cała reszta niech nie przeszkadza jak chce zachować z wami kontakt :). Brak Ci w tym całym związku pewności siebie więc kiedy podejmiesz pracę będziesz miała swoją kasę i nie będziesz się czuła na "garnuszku" to zaczniesz stawiać swoje warunki i będziesz miała z tego satysfakcję , że będą Cię musieli słuchać :). Kiedy to Ty wrócisz do domu styrana po robocie ,a Ony poda Ci kapcie i obiad , a wytęsknione dziecko wpadnie Ci w objęcia i poczujesz , że masz kontrolę nad swoim światkiem :). Nie musisz nigdzie uciekać , bo masz całkiem fajne i dobrze poukładane życie lecz jeszcze musisz w tym całym waszym świecie zawalczyć o siebie :) "you can do it" ! Jak zaczniesz być zadowoloną z siebie i silną osobą , a nie kopciuszkiem to Twój facet też zacznie się całkiem inaczej na Ciebie patrzeć :).Masz wszystko od strony materialnej więc czas aby zawalczy o swoją najbliższą rodzinę bez teściów szwagierek itp itd ."you can do it". :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wierze! Tego się nie spodziewalam :)
      Fajnie "mezczyzne" widziec :)
      Wsztstko racja i prawda i mam nadzieje ze twoja teoria się sprawdzi.Juz podjelam prace i walcze.W robocie zeby udowodnic ze sie nadaje a potem w domu o"swoje" Jestem klebkiem nerwow ale nie poddaje się, musze dac radę :)

      Usuń
  15. ...no i oczywiście broń boże przestań się oglądać do tyłu bo to już było i niem i se ne vrati ;).

    OdpowiedzUsuń