..................................................................

..................................................................

środa, 15 kwietnia 2015

Poranny maruder

Nie wiem jakich użyć słów,żeby nie przesadzić a zarazem oddać rzeczywistą sytuację.Nie lubie słów na wyrost,ale "depresja" co raz bardziej do mnie pasuje...
Czuje się uwięziona.
Trochę przez córkę,bo na przykład mimo tego,że zerwałam się skoro świt aby miec spokojną chwilę na kawę i bloga,to już słychac jej kwilenie z sypialni...
Cudownie jest być matką,to najpiękniejsze doswiadczenie jakie mnie spotkało,jednoczesnie najbardziej frustrujące.Nie łudziłam się,że będzie słodko różowo,wiedziałam,że wraz z dzieckiem czeka na mnie odpowiedzialność,dyspozycyjność 24 godziny na dobę ale tak do końca to nie da się do macierzyństwa przygotować i nie dac zaskoczyć.
Miejsce,w którym mieszkam jest piękne.chociaz dla mnie góralki niskopiennej,mieszkającej szesnaście lat w innym,górzystym kraju,nie jest to szczyt marzeń.Trudno,jak sie nie ma co sie lubi,to się lubi to co jest.No więc nastawiam się pozytywnie,staram nie dostrzegać defektów i pokochac tą krainę.Co nagle to po diable...Bokiem mi już wychodzi to odciecie od świata,odseparowanie od ludzi.Ile mozna cieszyć się błogą ciszą,widokiem lasu i łąk?Byłabym bardzo zadowolona,gdybym miała ten luksus myśli,że w garażu stoi samochód i jak coś nie ten teges czy chociażby takie widzi mi się,to wsiadam,odpalam i zostawiam to wszystko za sobą.Ale nie...podwójnie poślubiony wciaz jeździ moim autem do pracy,a jego samochód stoi całą zimę zaparkowany pod blokiem teściów..Nie rozwinę tego tematu dzisiaj,po co mi nerwy z samego rana?
Otoczenie,czyli na codzień sąsiedzi-szwagrzy plus rodzina mniej więcej raz w tygodniu.Ze szwagierką nie potrafię żyć.Zresztą,nie tylko ja.Nie chcę generalizowac,ale może wystarczy takie zobrazowanie: jedynaczka wychowana bez ojca.Rozumiecie? Jeśli nie to podpowiem:Nauczona,że wszystko jest tak jak ona pomyśli,zaplanuje,powie.Nie zna słowa nie,nie szanuje zdania innych,nie respektuje odmiennych  potrzeb.Poziom tolerancji zerowy.Wyobraźnia na głębokiem minusie.No więc doszłam do wniosku,że to typ do którego pasuje powiedzenie "Pluj świni w ryj a powie,że ciepły deszcz pada" i przestawiałam sie na zachowanie bezogródkowe,prostomostowe.Bo do tej pory to byłam dyplomatyczna,wyrozumiała itp.No i zrobiła się afera,że jak to tak ostro,bez taryfy ulgowej?Przeciez ona biedna,bez ojca,z chorą matką,bezdzietna,trzeba mieć litość.Dostało mi się kolejny raz,ale wolę już być obolała i sąsiadki nie widywać codziennie.Z tym,ze z ta świnią i ciepłym deszczem to prawda.wciaż chce się "przyjaźnić" i nachodzi mnie co parę dni. A jak już nachodzi,to mając na uwadzę,ze przez kilka dni żywej duszy się n ie widziało,to otworzysz gębę,rozwiniesz język,powiesz coś,no bo jak inaczej?Z tego cos ona od razu robi "temat",dowiaduje się cała rodzina.Nie są to zawsze sprawy rangi problemu,bo np potrafi obdzwonić swoją mamę babcię i ciotkę z niusem,ze odkurzam dwa razy dziennie albo cukru mi zabrakło.
W tym wszystkim Ony zapracowany i nie miejący czasu ani głowy na moje sprawy.On nie rozumie w czym mój problem,wogóle do niego nie dociera to co mówię,jeśli już wogóle znajdziemy chwilę aby pogadać.
Perspektyw na zmiany nie ma...no,moze tylko w kwesti mobilnosći,bo licze że na dniach stanę się spowrotem użytkowniczką mojego samochodu.
Wyjście do ludzi,do pracy to sprawa jeszcze bardzo odległa.Ony nie zgadza się oddać dziecko do żłobka.Argumenty ma nijakie,chyba chodzi tylko o to,ze wolałby żeby mała zajmowała się jego matka.A jej zdrowie ostatnio szwankuje i nie wiadomo czy z tego wyjdzie i kiedykolwiek będzie w stanie zająć się wnuczką.Z dwojga złego,to wolę żłobek,bo tesciowa nadopiekuńcza i dzieciaka mi rozpuści,z drugiej wiadomo,że u dziadków bezpieczniej.
Nie wiem ile jeszcze wytrzymam w tym układzie.
W razie czego mam spakowaną torbę z podstawowymi akcesoriami dla małej,tak że jakby co to pakuje dwie pary majtek i jeszcze cos na dupę i wybywam.Nie wiem...do siostry,do mamy,byleby daleko stąd.Do psychologa chcę..Nie że muszę,po prostu chcę!Prywatnie to  mnie nie stac,a na fundusz to trzeba by było cudu żeby się dostać.
Cięzko mi żyć w tym uwięzieniu słownym,gdzie cokolwiek powiesz powędruje dalej, trzeba ważyć słowa i pilnowac tego co się mówi.Straszne jest fizyczne ograniczenie i zamknięcie w takiej pułapce pustkowia.Niezrozumienie ze strony męza,brak rozmów i dyntans jaki zaczyna się wytwarzać pogarsza sprawę.
Cały czas  walcze z tą beznadzieją w jaką popadam,staram sie nie załamywać i wyszukuje sobie pozytywy.Chcę uwierzyć w cokolwiek,co da mi jakąs nadzieję...
Oglądam prognozy pogody i wyczekuje poprawy,pocieszam się jeszcze tym,ze ponoć za dwa miesiace mam mieć nowych sąsiadów.Blisko,niecały kilometr drogi.Odkąd tu mieszkam zupełnie inaczej mierzę  odległosć,ta fizyczną i mentalną.

6 komentarzy:

  1. Powiem prosto z mostu- nie zazdroszcze...Osobiscie uwazam, ze nie ma nic gorszego niz idealizowanie macierzynstwa, to wspaniale jest byc rodzicem, miec z milosci ( teoretycznie) narodzony cud - owoc milosci ale... no wlasnie idealnie nie jest i chyba nigdy nie bedzie...
    Dom na wsi pieknie wyglada latem, wiosna na urlopie i cudownych ksiazkach pisanych dla mieszczuchow- ale ta przyjemnosc ma rowniez druga strone medalu- wiem, bo sama prawie 20 lat mieszkalam w miscinie, ktora w ciagu 20 min, moglam przejsc...Przepraszam, ze pisze moze tak krytycznie- choc dla mnie to obiektywizm...wiem jedno, dbaj o siebie, jesli czujesz taka potrzebe jedz do mamy, wybyj na kilka dni, nabiesz powietrze w zagle- bo szkoda abys zmarniala jak kwiat na pustyni...
    Pozdrawiam serdecznie- sily i dobrych decyzji zycze!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, zdecydowanie potrzebny Ci samochod! Co Twoj Ony sobie mysli, zeby pozbawiac Cie mozliwosci ruszenia sie z domu?! Skazujac Cie na towarzystwo pieprznietej szwagierki w dodatku!?
    Niestety, wies jest piekna i super miec dom z ogrodem. Ale to wszystko pod warunkiem, ze ma sie komfort wlasnego pojazdu, zeby moc w kazdej chwili wyrwac sie z tego "sielskiego" otoczenia...

    Moj maz tez byl strasznie przeciwko zlobkowi. Przeciw opiekunce w zasadzie tez, dopoki kolega z pracy nie polecil mu Pani, do ktorej chodzila juz jego druga corka. Tyle, ze u nas M. wiedzial, ze MUSZE pracowac, bo z jednej pensji nie wyzyjemy, wiec podjal inicjatywe i przeniosl sie na nocna zmiane zeby w dzien zajmowac sie dziecmi...

    OdpowiedzUsuń
  3. No widzę, ze różowo nie masz :( My z T. długo rozważaliśmy temat: szeregówka w cywilizacji, czy domek na odludziu i wygrała pierwsza opcja. I po tym co piszesz widzę, że była to dobra decyzja. Zwłaszcza jak masz takie towarzystwo. A czemu nie wyskoczysz do rodziny na trochę ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Wpadłam z rewizytą ;) Witam się zatem i napiszę tylko tyle na początek- znam to, przechodziłam to samo, choć na wsi nie mieszkam i miałam rodzinę przy sobie, ale były kolki, brak snu i odpoczynku, uziemienie w domu i inne problemy. A gdy na dodatek jak Syn miał prawie pół roku, na 3miesiące wylądowałam z Małym zagranicą, a mąż całymi dniami był w pracy i ja siedziałam z dzieckiem w domu sama, myślałam, że w głowę dostanę.. I wtedy to macierzyństwo nie wydawało mi się takie słodkie i piękne.

    Ale to wszystko minie zobaczysz. Będzie lepiej, z każdym miesiącem lżej i ciekawiej ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam Cię. Ja już dawno poddałabym się i wywiała do rodziny na długie tygodnie, jeśli nie miesiące. Nie będzie lepiej a wyszukiwanie kolejnych pierwiosnków, które niby tchną pozytywną energię w końcu się skończy. Ciśnie Ciebie życie. Dusisz się. Z życia pełnego ludzi, słońca, samodzielności i wolności ugrzęzłaś w niewidzialnej klatce... Ratuj siebie i dziecko...nim zupełnie zamkniesz sobie drogę powrotu, choćby do życia zawodowego. I samodzielności.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz co, gdy jest mi czasem źle tu gdzie jestem to po prostu jadę. Do siostry, do rodziców, do koleżanki, albo gdzieś do miasta do centrum handlowego, a jeszcze lepiej do jakiegoś parku. Zdecydowanie potrzebny Ci samochód i możliwość takiego wyjazdu w każdej chwili. Myślę, że córeczka też byłaby szczęśliwa gdyby zobaczyła inne twarze, mamę zadowoloną i uśmiechniętą :)
    Popieram Monikę, dusisz się i to widać na odległość. Nie możesz tak żyć bo wciąż siebie unieszczęśliwiasz. W życiu chodzi o to aby dążyć do szczęścia.

    OdpowiedzUsuń