..................................................................

..................................................................

niedziela, 6 marca 2016

Dzisiejszy post jest sponsorowany przez dół.

Oczywiście,ze zapeszyłam i wybuchła wielka awantura o nic.
To  "nic" jest takie umowne,bo tak naprawdę to Ony naduzył mojej cierpliwośći i kolejny raz nadepnął na mój czuły punkt ,wiec się  rozszalałam.Przyznaje,że tym razem to ja nie odpuściłam i brnęłam dalej,ale nalezało mu się!
I tak, już  prawie dwa tygodnie mamy  napięta atmosferę w domu.
Nikomu z nas nie spieszy się do pójścia na kompromis czy wyciągnięcia ręki.
Tym razem się uparłam,nie jak osioł ale całe stado.Czy grupa osłów tworzy stado? Ony ma we krwi upartośc,wiec to nie nowość,że sam nie wykarze inicjatywy,chociaż tak szczerze powiedziawszy,to troszkę jakby chciał coś naprawiać,ale nie dałam mu szansy. Zapiekłam się na Amen. Mój syndrom przedmiesiączkowy w tym pomaga.Zrobiłam się nieznośna.
Znowu się skumulowało.Brak pracy,smętne pogody,odcięcie od świata,problemy w zwiazku.

Jedynym przyjemnym akcentem są zajęcia na kursie,na które zostałam skierowana z U.P. Ale ile się nasłuchałam w związku z tym negatywów od męza,szwagierki i teściowej to głowa mała.Owszem,kurs wydaje się takim laniem wody,bo chodzi o odnalezienie się na rynku pracy oraz formy aktywizacji i umiejętnego szukania pracy,ale mam niejeden argument na to,aby obalić ich teorie,że to strata czasu.Ale kto mnie wysłucha? Mam gorszy okres,wiec nie potrafię machnąć ręką i wypuścić drugim uchem.Niestaty,dobija mnie ich gadanie i są momenty,ze doprowadzam sie do naprawdę złych stanów.Mam jeszcze siłę się odbić i wtedy z uśmiechem na twarzy idę na kolejne zajęcia,aktywnie w nich uczestnicze i widze poprawę we własnym sposobie myślenia.Pewnie mają trochę racji,że znalazłam sobie pretekst do wyjścia z domu,ale czy to źle? Nasza grupa oraz pani prowadząca sprawia,że nie czuję się gorsza osobą tylko dlatego ze nie mam pracy,uzyskuje tam wsparcie psychiczne i naprawdę poprawia mi się humor. Metody szukania pracy oraz sposoby na dotarcie do samego siebie,których się tam uczymy sa faktycznie namacalne.Wiem już na przykład jakie popełniam błędy.Zaczęłam wierzyć w to,ze jestem warta dobrej roboty ,ze wszechstronna ze mnie osóbka z ogromnym potencjałem.Uświadomiłam sobie jakie mam zalety,okresliłam wady i czułe punkty i będę się uczyć jak z nimi walczyć.Fantastyczne jest to,ze kilka godzin dziennie spotykam się grupką kobiet,które mimo tego,że mają różną pozycje zawodową,doświadczenia,status finansowy czy rodzinny,to łączy nas to samo.To smutne,że po kilku zadaniach i testach naszym wspólnym wynikiem było,to że nasza chęć z podjęcia pracy wynika przede wszystkim z tego,że jako bezrobotne mamy zaniżoną samoocenę i  przeświadczenie,ze jesteśmy za to spychane na niższy plan i krytycznie oceniane przez innych.Niestety,nasze społeczeństwo ocenia ludzi przez pryzmat pracy i tego ile się zarabia.Nie wazne kim jesteś,co myślisz i czujesz,przede wszystkim nie pracujesz!
Na mojej liście,w pierwszej pozycji uplasowała się chęć wyrwania z domu
następnie potrzeba udowodnienia sobie i innym, że potrafię a później pobudki finansowe. Ambitna samorealizacja została gdzies w tyle u mnie i moich współkursantek.Cieszę sie,ze zajęcia trwają aż trzy tygodnie,wiąże nadzieje na jakies bliższe znajomośći bo już się takie rysują. Są miedzy nami panie w różnym wieku,z róznymi zawodami,doświadczeniami i charakterami,już się tworza grupki i dziewczyny łapią wspólny język.Jak mi tego brakowało!Prawdziwy babiniec :) Dużo śmiechu,rozmów,zrozumienia i tolerancji jesat między nami.Fajnie tak,między babami.
Wychodzę z zajęc bardzo zadowolona i naładowana energią do działania.Przerabiamy takie tematy,które sprawiają,ze jestem podbudowana albo wręcz zła na siebie,ze dotad pewnych spraw nie ogarniałam,albo po porostu nie wiedziałam o ich istnieniu.To wszystko oznacza,że kurs dużo mi daje-ucze się sama siebie,rozwijam i dlatego szlag mnie trafia,gdy słysze z ust teściowej czy męża własnego,ze marnuje czas!
Bo według nich,każde działanie nie przynoszące korzysći materialnych to jest cofanie się,marnotrastwo czasu! Nie mają dalekowzrocznośći,widzą tylko to co tu i teraz.Inwestycja w siebie?A cóż to za wymysły? Momentami myślę,ze znajdę sobie tę prace tylko po to aby udowodnić im jak bardzo się mylą!

Święta za pasem,co mnie przyprawia o szybszą pracę serca i lekkie poddenerwoanie.Znowu dwa dni nudy z tesciami i tylko z tesciami w towarzystwie flaszeczki.Gdyby mi jeszcze dano prawo do tego,aby skosztować trunku to moze bym jakoś przebolała.Zapiła te kilka godzin i wytrzymała,ale u nich pasnuje zasada,że to ja jestem kierowcą.W pierwszy dzień woze męża a w drugi samych tesciów.Nie mam sposobu na to aby się wymigać.Pertraktacje z mężem nie pomagają,wypadałoby się rozchorować...szkoda,ze tak na zawołanie nie można.

Sorry bardzo za ogólnie panujący marazm w dzisiejszym wpisie,ale różnie to bywa.
Same wiecie :)



10 komentarzy:

  1. no to się znowu porobiło ... ale ja tam nie wierzę w zapeszanie po prostu może tak jakoś wyszło przypadkiem.

    A zawsze wyjście do ludzi jest fajne nawet jak to kurs z U.P ważne, że ludzie z podobnymi problemami i nowe twarze. Może się z kimś na dłużej zaprzyjaźnisz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przykro mi, że z mężem znów nie fajnie. Oby ten kryzys szybko minął! A ten kurs to świetna sprawa, dobrze, że na niego chodzisz i daje ci tyle pozytywnych wrażeń. A gadaniem teściowej i szwagierki się nie przejmuj. Wpusc jednym uchem, a wypusc drugim ;) Powodzenia z szukaniem pracy!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przykro mi, ale jestem też z Ciebie dumna, że mimo, że im nie pasuje Ty chodzisz na ten kurs i brawo za to tak trzymaj jak Ci tam tak dobrze. A ze Świętami nie darowałabym i mąż by musiał być kierowcą, użyłabym argumentu, że nie jadę i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że chodzisz na ten kurs - ważne, żeby w siebie inwestować, a nie ulegać presji rodziny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Odnośnie Waszej kłótni - może jutro zgoda zapanuje, w końcu to Dzień Kobiet. Odnośnie kursu - ja uważam, że to fajna sprawa. Nie wiem wprawdzie, czy w UP faktycznie pomogą Ci znaleźć jakieś sensowne zatrudnienie (bo sama mam raczej kiepskie doświadczenia z tą instytucją) - ale sam fakt wyjścia z domu, pracy nad sobą i swoim potencjałem oraz babskiej "burzy mózgów" jest moim zdaniem bardzo cenny i przydatny :) A odnośnie Świąt - na Twoim miejscu upiłabym się w sztok i zażądała, żeby tym razem to mnie ktoś do domu odwiózł ;) Powodzenia !

    OdpowiedzUsuń
  6. Po burzy wychodzi sloneczko- pozwol mu przegonic te chmury... Pozdrawiam serdecznie!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kłótnia jest jak koncert.Najpierw nowości, po czym wracamy do największych przebojów. Czasami dla oczyszczenia atmosfery kłótnia jest potrzebna.
    Co do kursu: ja też na takim byłam. Mnie wynudził, a Tobie widać się podoba więc głowa do góry i nie przejmuj się tym co mówi rodzina. Dasz radę i jeszcze im pokażesz na co Ciebie stać!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę, że taki kurs może działaś jak grupa wsparcia. Powodzenia w szukaniu kompromisu ;).

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochana, ja borykam się z bezrobociem od niemal 5 lat!!! Urząd Pracy, w którym jestem zarejestrowana nie proponuje mi żadnych kursów, nawet z rynku pracy. Mieszkam na wsi i pracodawcy chyba boją się zatrudniać ludzi spoza miasta, choć w mojej poprzedniej pracy pracowało wielu ludzi dojeżdżających z innych miejscowości. Miewam dni, że nie chce mi się wstać, jestem sfrustrowana, chcę się spakować i wrócić do miasta. Powstrzymuje mnie tylko to, że mamy córeczkę i chcę, żeby miała pełną rodzinę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps Zaraz, jak napisałam ten komentarz, znalazłam w skrzynce zaproszenie na szkolenie o spółdzielniach socjalnych. Dla mnie to ciekawy temat; szkoda, że nie mam jeszcze kilku chętnych, bo wtedy, kto wie... Pozdrawiam!

      mojewszystkiestrony.piszecomysle.pl

      Usuń