Kiedyś,gdy byłam matką idealną,czyli zanim urodziłam Riczi,czytując blogi młodych matek kręciłam głową z politowaniem i komentowałam w duchu,że takie to głupiutkie,nieporadne,niezorganizowane i mało życiowe...
Bo żaliła się jedna z drugą,że berbeć daje się we znaki,że się nie wyrabia z podstawowymi obowiązkami wobec wyżej wymienionego i domu,męża i siebie zaniedbuje.Naprawdę nie wierzyłam że mając tylko za zadanie zadbać o dziecko,ugotować obiad i ogarnąć mieszkanie,można temu nie sprostać.Wystarczyłoby nie leniuchować i nie spędzac połowy dnia na drapaniu się po tylku,albo przed ekranem komputera czy telewizorni.A jak by się miało choćiazby trochę chęci to juz plan wyrobiony w 100%
Ja chęci miałam wtedy za pięcioro.Wydawało mi się,że ja to będę dopiero super gosposią,matką i żoną.W domu miał się unosić zapach swieżo upichconego obiadku,najlepiej dwudaniowego,jakiegoś zdrowego,nie że byle jaka zupa i schabowy z ziemniakami.A fuj!Miało być zdrowo i kolorowo.Podłoga miała robić za lustro,a potomka moja pełzać z uśmiechem,bawić się grzecznie swoimi ślicznymi czysciutkimi zabaweczkami a potem odkładać je na miejsce. Ubrana w różowe tiule i fioletowe falbanki miała słodka gaworzyć ( tymczasem własnie usłyszałam jej wrzask oznaczający,że obudziła sie po niespełna godzinie drzemki! ) i gugać do lalek.
Te moje idealne wyobrażenia zostały zakłocone gdzies około pierwszego miesiąca życia Riczi.Wtedy to własnie przeprowadziliśmy się na swoje 90 metrów z pokoiku u teściów.Na takiej przestrzeni to już było inaczej.Bo młoda nie czuła już mojej obecności gdy chociazby udałam się do kuchni zamieszać bigos.Zaczęły się jęki i płacze.I tak to trwa do dziasiaj....
Inaczej miałam zakończyć ten post,ba...miał on "trwać" znacznie dłużej,ale tak jak wspomniałam wyżej...niespełna godzina snu to widocznie wystarczająco dla mnie aby nadrobić swoje życie i w tym samym czasie ogarnąć domowy burdel,ubić schabowe i obrać ziemniaki.
Tak wiec,skoro moja córka uznała że koniec tego dobrego,to nie pozostaje mi nic innego jak przerwać wypociny i zając kochanym szkrabikiem :-/
Obiad moze zrobi się sam....
Bo żaliła się jedna z drugą,że berbeć daje się we znaki,że się nie wyrabia z podstawowymi obowiązkami wobec wyżej wymienionego i domu,męża i siebie zaniedbuje.Naprawdę nie wierzyłam że mając tylko za zadanie zadbać o dziecko,ugotować obiad i ogarnąć mieszkanie,można temu nie sprostać.Wystarczyłoby nie leniuchować i nie spędzac połowy dnia na drapaniu się po tylku,albo przed ekranem komputera czy telewizorni.A jak by się miało choćiazby trochę chęci to juz plan wyrobiony w 100%
Ja chęci miałam wtedy za pięcioro.Wydawało mi się,że ja to będę dopiero super gosposią,matką i żoną.W domu miał się unosić zapach swieżo upichconego obiadku,najlepiej dwudaniowego,jakiegoś zdrowego,nie że byle jaka zupa i schabowy z ziemniakami.A fuj!Miało być zdrowo i kolorowo.Podłoga miała robić za lustro,a potomka moja pełzać z uśmiechem,bawić się grzecznie swoimi ślicznymi czysciutkimi zabaweczkami a potem odkładać je na miejsce. Ubrana w różowe tiule i fioletowe falbanki miała słodka gaworzyć ( tymczasem własnie usłyszałam jej wrzask oznaczający,że obudziła sie po niespełna godzinie drzemki! ) i gugać do lalek.
Te moje idealne wyobrażenia zostały zakłocone gdzies około pierwszego miesiąca życia Riczi.Wtedy to własnie przeprowadziliśmy się na swoje 90 metrów z pokoiku u teściów.Na takiej przestrzeni to już było inaczej.Bo młoda nie czuła już mojej obecności gdy chociazby udałam się do kuchni zamieszać bigos.Zaczęły się jęki i płacze.I tak to trwa do dziasiaj....
Inaczej miałam zakończyć ten post,ba...miał on "trwać" znacznie dłużej,ale tak jak wspomniałam wyżej...niespełna godzina snu to widocznie wystarczająco dla mnie aby nadrobić swoje życie i w tym samym czasie ogarnąć domowy burdel,ubić schabowe i obrać ziemniaki.
Tak wiec,skoro moja córka uznała że koniec tego dobrego,to nie pozostaje mi nic innego jak przerwać wypociny i zając kochanym szkrabikiem :-/
Obiad moze zrobi się sam....
czy to będzie bardzo chamskie jeśli napiszę, że się uśmiałam i to jeden z Twoich lepszych wpisów ??? :DDDDD
OdpowiedzUsuńA tak serio to ja też mam takie przekonanie, że powinnaś z wszystkim wyrabiać. Jak się nie ma dzieci to się wydaje, że przecież można je jakoś "uziemić" w sensie kojca czy łotewer i robić swoje :D ale domyślam się, że raczej bardziej prawdziwa jest ta wersja hard :D
Plany sobie a zycie sobie... normalka :))
OdpowiedzUsuńCzyli dzień jak co dzień :)
OdpowiedzUsuńTak znam to.. Też zanim zostałam matką myślałam, że to takie proste i przyjemne. Nie zdawałam sobie sprawy jak będzie ciężko i jak zmieni się moje życie, diametralnie! Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńDobrze, że ja takich wyobrażeń nie miałam, dużo dało zajmowanie się siostrą gdy byłam w wieku nastoletnim :)
OdpowiedzUsuńKliknęłabym "LUBIE TO". Świetna życiowa notka, chocbym czytala o sobie. Nic innego Nam nie pozostaje jak przyzwyczaic sie do tego wiecznego 'nieogaru' :)
OdpowiedzUsuńI ja miałam podobnie. Ale jak urodziłam - szczególnie drugiego Łobuza, to zupełnie przesterowałam myśli:)
OdpowiedzUsuńRozowe tiule mnie rozbawily :) A schabowy z ziemniakami nie jest zly,wazne,zeby jednak byl;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWyobrażenie wyobrażeniem a życie życiem ;) Ciągle jestem na etapie wyobrażeń i ciągle nie przyswajam czemu moja siostra nie ma czasu, żeby mieć lśniące lustro w łazience :P
OdpowiedzUsuńhahahaha pękłam ze śmiechu:)))
OdpowiedzUsuńcóż... życie lubi nas zaskakiwać! nie zawsze pozytywnie. grunt, żeby budować dystans do każdego zaskakującego obrotu spraw. tak jak Ty to robisz w swoim wpisie:)
"Jak chcesz rozśmieszyć Pana Boga - opowiedz mu o swoich planach" inaczej jest w rzeczywistości a inaczej w naszych wyobrażeniach - ale najważniejsze to nie dać się zwariować i mieć czas na wszystko - na pogapienie się w TV też :)
OdpowiedzUsuńJa to widzę na co dzień u siostry, sąsiadki, szwagierki, że jednak dziecko i dom potrafią zająć 100% czasu...
OdpowiedzUsuńTaaak, w wyobrażeniach łatwo jest być idealną mamą, gospodynią domową i żoną... Dopóki nie pojawi się pierwsze dziecko... ;)
OdpowiedzUsuń