..................................................................

..................................................................

poniedziałek, 23 maja 2016

Kryzys dwulatki vs kryzys matki wielolatki.

Tak,stuknęło mi niedawno 38 wiosen życia...
Przynajmniej połowę z tego gdzies straciłam i nie przeżyłam.Za mało mi.
No ale ja nie o tym chciałam...
Sam tytuł posta sugeruje-nie dzieje się u nas dobrze.
Kolejna kumulacja,kolejne łzy i szarpanie nerwów.
Chyba nie wierzyłam w te wszystkie dziecięce  kryzysy i trudne ząbkowania.Tłumaczyłam sobie nieudolnością rodziców.Wcale nie chcę się wybielac i diametralnie zwalać winę na osławione bunty, bo winy z mojej strony tez jest sporo. Ale skąd brac siłę,nadzieję i ochotę do walki,skoro na kazdym polu bitwy polegam?
Jest jeden maleńki plusik w tym wszystkim-dostałam pracę.Staż za marne grosze a roboty na cały etat. Ale lepszy rydz jak nic i tak oto Simera od trzech tygodni uczęszcza do pracy,z nadzieją ze w końcu dostanie umowę i że się jej powiedzie.
Umęczona matka Polka pracą zawodową planuje wolny dzień po pracowitym weekendzie,czyli sytuacja z wczoraj/dzisiaj.
Marzy mi się piękna pogoda i się spęłnia.
Odkładam na bok egoistyczne potrzeby typu:malowanie paznokci,odpoczywanie i delektowanie się słońcem i wybieram wersje hard.
Czyli wciskam śniadanie w niejadka i o 9 rano wyruszamy na podbój okolicznych placów zabaw,wcześniej zrobiwszy zakupy.
Incydent w piekarni już wywołuje u mnie gęsią skórkę,bo pani z za lady czestuje moją "uroczą" córeczkę mini pączkiem a ta w ramach podziękowania rzuca nim z impetem o podłogę i depcze namiętnie.Po czym wybucha płaczem,bo "nie ma ciacha" Płacę za wszystko ze stoickim spokojem i miną typu "dzieci tak mają" i wychodzę z brzdącem,który wyrywa się z mojego uścisku i pedzi wprost pod rozpędzony rower. Na szczęscie pojazd hamulce miał sprawne a ja szybką reakcje.Siadam z berbeciem na ławeczce w celu uspokojenia rozkołatanych nerwów,podaje jej picie,a ona rozlewa je po sobie...Nic nowego.Jestem przyzwyczajona,w aucie mam zawsze zamienną garderobę,No ale dzisiaj nie ma takiej potrzeby,jest wręcz upalnie i wszystko szybko schnie a ja zadowolona z tej myśli wogóle się nie denerwuje. Idziemy do Stonki,robimy zakupy bez większych ekscesów,po czym wkraczamy na pierwszy plac zabaw.Jest troje dzieci,moja córka okazuje zadowolenie a ja odetchnełam z ulgą,bo przecież w końcu poznam co to znaczy "dzieci zajmą się sobą"
Kusząca zielona łąweczka,znajdująca się w cieniu drzew nie zaznała mojego zadu,bo córeczka dzieci lubie tylko teoretycznie.W praktyce wyglądało to tak: "aaaaaaaa mamamaaa eeeeeee mama yyyyyyy mamaaaa"
Na siłę pohuśtała się na koniku,zjechała parę razy na zjeżdzalni a na komende "jedziemy do domu" wybuchnęła z histerią! Ani się bawić ani się zbierać.Nic nie pasuje damie.A byłyśmy bez kapelusza,wiec  najlepszym rozwiązaniem było wycofać się w kierunku domu. Ale Riczi nie podzielała moich wniosków.Nie żebym czegoś takiego wymagała od niespełna dwulatki,no ale słowo matczyne powinno coś znaczyć,prawda? No wiec kolejne piętnaście minut szarpaniny,płaczu i daremnych słow. Obiecałam kolejny plac zabaw,który był po drodze do kolejnego sklepu,który musiałam zaliczyć,i tylko dlatego jakoś udało nam się zrobić kilka kroków do przodu. Na drugim placyku nie było nikogo,więc moja córka mogła czuć się jak ryba w wodzie i miała pole do popisu,no ale chciała wszystko " z mamą'' W hustawkę się zmieściłam,na koniku już mi było trudno o rownowagę i balans z dziesięciokilową dziewczynką,na zjezdzalni nie miałam zamiaru próbować...Stało się to powodem do kolejnego ataku płaczu i niezadowolenia mojej potomki.Przetrzymałam dwie minuty na bezdechu chyba pobijając tym swój rekord a potem wziełam kilka głębszych oddechów i berbecia pod pachę. Jakoś dokuśtykałam do samochodu,zapiełam rozszalałego gówniarza w pasy i pognałam z piskiem opon do domu,darując sobie resztę bardzo ważnych zakupów.Po drodzę nie obyło sie bez turbulencji...normalka.
W domu nakarmiłam,napoiłam,przebrałam pieluchę i z nadzieją ze wymęczona "atrakcjami" dnia szybko zaśnie położyłam się obok niej w naszym małżeńskim/rodzinnym łozu.I leżałam tak godzinę z minutami podczas gdy młoda fikała,brykała i ani myślała zasnąć.
Wtedy ujawnił się kryzys matki.
Kryzys długo trzymany za zebami,więc powiedziało się głośno i konkretnie.
Krzyczałam tak,że chyba w całym województwie słyszano,nie przebierałam w słowach ale na szczęście udało mi się powstrzymac od rękoczynów.
Mineła prawie kolejna godzina zanim dziecko się nade mną zlitowało i zasnęło a efektem tego jest mój post i pusta puszka po piwie.Tylko to mnie uratowało.

                         

15 komentarzy:

  1. Bunt dwulatka minie... aby zajac miejsce innym buntom ;) Takim nastolatkowym na przyklad ( wlasnie jestem w temacie)... Ale ale, nie mialam straszyc a pocieszac! Bunt naprawde minie, wkrotce bedzie tylko wspomnieniem. A za prace trzymam mocno kciuki! Niech sie dobrze wszystko ulozy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie najgorsze jest to,ze mam tego swiadomosc.Teraz bunt dwulatka,za chwile przedszkolaka i gimnazjalisty.R jest bardzo charakter na i nie umiem jej utemperowac,wieża mi na głowę razem z Obym :(

      Usuń
  2. Znam ten ból ;) U nas jest o tyle dobrze, że Bąbel na dworze zachowuje się dość poprawnie (choć nie zawsze) - ale za to w domu tak mi daje do wiwatu, że można osiwieć...Efekt jest taki, że czasami już o godzinie 8 rano drałujemy przez wieś na plac zabaw albo nad rzekę karmić kaczki, bo w czterech ścianach nie daję rady z nim wysiedzieć ;) Podobno kiedyś mu przejdzie - więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko trzymać się tych zapewnień, które zewsząd słyszę ;) Powodzenia !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę bo ja gdzie się nie pojawia z N to zaraz mam publiczność ze względu na cyrk jaki odstawia.Do niedawna wierzyłam w to ze to tylko mój punkt widzenia,ze może przesądzam i dramatyzuje ale skoro już obcy i niepodtronni ludzie zaczynają mi współczuć to znaczy ze jednak mam diabelka zamiast córki :p

      Usuń
  3. Niestety takie chwile się zdarzają, ja nie raz wpadłam w furię jak chłopcy olewają moje słowa wypowiadane po któryś raz z kolei. Zdarza się to rzadko bo muszą mnie na prawdę doprowadzić do skrajności jakąś odzywką czy zachowaniem ale potem to armagedon, wszystko lata, dobrze, że na nich to działa i potem tydzień spokoju jest i chodzenia jak w zegarku. Choć teraz po ich wyskoku i mojej furi, Oski zaczął się tak ze mnie śmiać, że mi nerwy szybko przeszły. Pierwszy raz widział mamę w takim stanie i zamiast przerażająco wyglądałam widocznie komicznie :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet człowiek sobie pokrzyczec po swojemu nie może przy tych dzieciakach! Nawet z tego zrobią sobie powód do wybrykow! Hehehe

      Usuń
  4. O matko, jakbym czytała o Laurencji. A wszystko to robi z taką niewinną minka, że gdy krzyknę od razu miażdżą mnie wyrzuty sumienia. Trudno, trzeba przeczekać :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj i dzisiaj Riczi doprowadziła mnie do takiego stanu ze nawet wyrzutów sumienia nie miałam :( Nie wiem czy czas tu coś pomoże...boję się tego ze to jednak kwestia charakteru a nie jakiś tam buntow :(

      Usuń
  5. ha ha ha ha ha ... nie, no znam Cię tyle czasu ale dopiero odkąd się pojawiła Riczi zaczęłaś pisywać komedie ! rewelacja. Może dla Ciebie to masakra ale ja bym chętnie przeczytała taką książkę właśnie w tym klimacie: Jak wychowałam dziecko i nie zabiłam go przed ukończeniem 18-tki" pomyśl Sim pomyśl może coś rozwiniesz ten temat.

    A tak serio to współczuję. Ale to nic dziwnego bo z opowieści wiem, że 99% rodziców miewa to samo a 1% pozostałych też miewa ale się wstydzi przyznać :D dasz radę i przetrwasz bunt 2 latka a potem będziesz miała już tylko ... gorzej !!

    OdpowiedzUsuń
  6. ups... nie jest latwo... mnie juz pamiec zawodzi badz bylam bardzo rygorystyczna matka i jakos nie moge powiedziec nic o buncie dwulatka- ale o nastolatce mooglabym ksiazke napisac i wierz mi teraz gdy patrze na Mloda mysle tylko- chwala bogu :) to mija i nawet fajni ludzie wyrastaja :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak bym czytała o sobie parę lat temu choć pewnie i historia się powtórzy nie długo.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam 4-latkę i łatwo często nie jest. choć jak czytam Twój wpis i obserwuje moja młodszą siostrzenicę (mi to wygląda na rodzaj ADHD, choć nie zdiagnozowane, ale to moja prywatna opinia :D), to zaczęłam uważać się za szczęściarę. Zdarzają się fochy i humorki, ale nie az takie, jak Ty opisujesz - nigdy aż takich scen nie miewałam...
    Nie ma dobrych sposobów na wszystkie dzieci, bo każde jest inne. Mając dziecko, uczymy się je obsługiwać same, nawet mając ich troje, bo każde ma inny charakterek.
    Rozumiem też Twoje kryzysy jako matki. Wyrzeczenia, poświęcenia, bo dziecko, bo dla dziecka... Rezygnacja z samorealizacji zawodowej, bo za długo by się w domu nie było... odkładanie pewnych spraw na kiedy indziej...
    ale czas mija szybciej, niż sobie zdajemy sprawę... wiem, że będę do tych czasów tęsknić...

    OdpowiedzUsuń
  9. nie moge powiedziec, ze bede do tych czasow tesknic. bo przerabialam hardcore jak powyzej i nie tesknie :). przejdzie, ale zanim przejdzie bedzie jeszcze bunt 3-latka. potem juz z gorki, tzn. do lat nasto, ale powiem Ci ze takie 5-cio i gora-latki sa calkiem fajne. bo sie z nimi dogadac mozna. z 2-,3-latka sie nie dogadasz, wiec spokoju i cierpliwosci zycze.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana a ja trzymam kciuki, żebyś to przetrwała. Będzie dobrze, tylko przetrwaj to co najgorsze, ten kryzys. Wiadomo, że nie jest łatwo i nikt nie mówił że łatwo będzie, dlatego jeszcze więcej cierpliwości życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj, Kochana, współczuje... Moja Bi była taka sama. Na szczęście teraz chłonie każde wyjście, czy to na plac zabaw, czy na lody, cała sobą. Ale Nik urządza takie popisy jak Riczi. Zaczyna sie od jęków, a kończy na tupaniu nogami i wrzasku ile sił w płucach. Zachowanie Bi pokazuje mi jednak, ze to z wiekiem przechodzi, chociaż, jak ma zły dzień, to i ona potrafi dać taki popis, ze proszę siadać...

    Mam nadzieje, ze w pracy ok? ;)

    OdpowiedzUsuń