..................................................................

..................................................................

czwartek, 4 stycznia 2024

W połowie września padł mi laptop a wraz z nim umarła moja wena.No dobra,za duże słowo ta "wena" ,ale naprawdę miałam chęci do pisania.A czas by się znalazł.Miałam juz w głowie ułożonego  urlopowego posta,pomysł na zdjęcia a delej by jakoś przeciez poszło,nie? No,ale mój w cale nie stary sprzęt odmówił posłuszeństwa,a ja wziełam to jako znak,że jednak blogowanie nie jest mi pisane.

Mikołaj do mnie nie przyszedł w ostatnie swięta,żaden tam Gwiazdor czy Dzieciątko też nie,no więc postanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce i kupiłam sobie sama prezent.Mam nadzieje,że się polubimy z moim nowym chromebookiem i będziemy sobie żyć w słodkiej symbiozie długie lata.

Nic szczególnego się przez te parę miesięcy nie wydarzyło,nie mam więc do nadrabiania zaległości.

Na starym laptopie miałam zarys wakacyjnego posta,ale pisany w wordzie i przepadł.Z czasem wspomnienia się zatarły,tym bardziej że jakoś szczególnie ich nie pielęgnowałam.Niestety,pogoda była mało grecka,co było ogromnym zaskoczeniem zarówno dla nas jak i dla każdego napotkanego Greka z którym mieliśmy przyjemnosć rozmawiać.Okazji było dużo do takich spotkań a rozmów tym bardziej,bo oboje z Onym mówimy po grecku.Szczegół,że tubylcy chcieli podszkolić swój polski  i chętniej rozmawialiby z nami po polsku niż w ich rodzimym języku.A to dlatego,że nieświadomie wybraliśmy "polską" wyspę.W szoku byłam,ilu tam było turystów z PL,szyldów w naszym języku,polskich firm i firemek.Od pilotki wycieczki,jaką wykupiliśmy na miejscu,dowiedziałam się,że bardzo duża częśc infrastruktury tutystycznej na wyspie powstała własnie pod Polaków w latach 80 tych,za porozumieniem polskiej i greckiej izby turystycznej.Ogolnie,to przewodniczka miała bardzo dużą wiedze i ciekawie umiała ją przekazać.Mnie autentycznie zainteresowała niuansami o wyspie,jej geologią i historią.Niestety w sieci bardzo mało jest na ten temat.Coś co zrobiło na mnie ogromne wrażenie,to fakt,że ten mały kawałek lądu na morzu jońskim leży na złączu dwóch płyt tektonicznych,przez co oczywiście jest podatny na trzęsienia Ziemi,a efektem tego jest 45 stopniowe nachylenie wyspy względem poziomu morza.Widać,to nawet na zdjęciach,w przekroju skał widoczne  sa takie "plastry'' geologiczne ,pochodzące z roznych faz powstawania i wypiętrzania się wyspy. To bardzo malownicza miejscówka z lazurowo turkusowymi wodami,oferująca sporo różnorodnych plaż,od czarnej siarkowej w małej zatoczce po długie i piaszczyste ciągnące się  do kilku km a także kamieniste i dzikie.Kazdy znajdzie coś dla siebie i napewno nacieszy oko.I kubki smakowe,bo kuchnia jońska jest polączeniem  włoskiej i greckiej,czyli dużo makaronów,zapiekanek,sosów i warzyw. Mniam :) W architekturze tez widać włoskie wpływy.Zwiedziłam 4 największe wyspy jońskie i na każdej z nich można oglądać obiekty w stylu weneckim,pozostałości po Imperium Weneckim.Niestety trzęsienie ziemi jakie nawiedziło wyspę w roku 1953 zmiotło z powierzchni zabytki oraz ponad 90 procent miasta.

Od godziny nie mamy prądu...czy to kolejny znak,żeby dać sobie spokój z blogowaniem?

Jedni wróżą z kart,inni z fusów czy jejek niespodzianek,wiec może też powinnam jakoś zinterpretować te wszystkie niepowodzenia jakie napotykam w prowadzeniu bloga... 

Wcześniej wspomniałam,że jakoś szczególnie nie zapisałam w pamięci tego wyjazdu.Nieswiadomie.

Wypad do mojej sentymentalnej ojczyzny był takim małym marzeniem od lat..Na początku bałam się tam wracać,w obawie,że już zostane i żadna siła nie ściągnie mnie spowrotem do Polski,potem Riczi była w takim wieku,że mało zapamiętałaby z takich wakacji a zależało nam pokazać jej "naszą" Grecje,później pandemia,wojna i nasze finanse nie pozwalały.W minionym roku dosłownie stawałam na głowie,by zrealizować ten wypad...długo namawiałam męża,potem długo oszczędzałam pieniądze,po drodze zepsuł się mój samochód i czekała mnie wizja dużego wydatku,okazało się,że wisi nade mną widmo poważnej choroby i wszystko zaczęło się komplikować.Wylecieliśmy w naprawde niefajnej atmosferze.Mąż nerwowy,bo uważał,że nawet kosztem straty części sumy jaką zapalciliśmy ,powinniśmy zrezygnować z wyjazdu,ja na wysokich obrotach,bo musiałam ogarnac zastępstwo w robocie,znalezć kogos do opieki nad domem i kotem,ustawiać starego do pionu,powtarzać co chwilę,że wszystko będzie ok,że kase się zarobi,a cała reszta jakoś poukłada.Ogólnie było stresowo,a już na miejscu,po opuszczeniu lotniska okazało się,że zgubiłam plecak z całym dobytkiem.Dokumenty,pieniądze,biżuteria i jakieś osobiste rzeczy typu kosmetyki itp.Nerwy sięgały zenitu.Tylko,że byliśmy w Grecji...miejscu,gdzie nie ma miejsca na stresy i troski.W hotelu szybciutko pomogli nam odzyskać zgubę i już po godzinie kierowca wręczył mi plecaczek.Wtedy mi juz ulzyło,i przypomniałam sobie jak żegnałam kolezanki z pracy "Pa,pa,szybko nie wrócę" i o mały włos, a by się sprawdziło :) Mi wszystkie negatywne emocje opadły,za to u ślubnego się spotęgowały.Przez cały urlop był rozdrażniony,pogoda specjalnie nie dopisała,był to okres gdy w kontynentalnej Grecji lały ulewne deszcze a  w wielu miastach były podtopienia i powodzie.Starałam się dobrze bawić,znaleźć  w tym wszystkim  pozytywy,pokazać  córce najpiękniejsze miejsca,jak zyją lokalsi,ich kulture,zwyczaje  i gościnnosć.Młoda nawet nauczyła się kilku słowek i zwrotów :) W sumie poznałam Grecje od trochę innej strony,taką w chmurach i deszczu,pozwalającą na chillout.Bez spiny i bieganiny z plaży na plaże,bez pośpiechu żeby zająć kolejkę do jakiejś atrakcji i nakrecania się ,że trzeba jeszcze to i tamto zobaczyć.Fizycznie naprawdę odpoczęłam,psychicznie trochę gorzej ,bo z malkontentem u boku to się nie da.Ten wyjazd dał mi tez dużo od strony emocjonalnej,,już tak nie tęsknie,już wiem,że na chwilę obecną to nie jest moje miejsce na Ziemi i nie ma co się oglądać,tylko patrzeć w przyszłość. 

Lot powrotny a potem podróż z Warszawy to był czas na przemyslenia i podsumowania.Wracaliśmy nocą,młoda przysypiała,nie było więc "mamo...mamo" więc miałam czas podumać.Musiałam sie przyznać,pprzynajmniej sama przed sobą,że na ten urlop leciałam w innym celu niż odpoczynek i chec zwiedzenia nowego skrawka Świata .Ja chciałam tam odnaleźć nas sprzed lat.Mnie i Onego.Naszą beztroskę,optymizm,miłosc i obietnice bycia razem.Nie udało się i chyba wolę zapomnieć.

Dla chętnych nietrudna zagadka: skąd jest ta fota? 

                                       


                           

                                           

5 komentarzy:

  1. Zakynthos ;) nie byłam ale tego wraku nie można pomylić z niczym innym.

    Ten opis na początku to o Zakynthos ? bo potem piszesz o deszcaach w Grecji kontynentalnej i się zgubiłam.

    Od września do teraz byłaś bez komputera ? serio ? to tak sie da ? mnie mój sie 2x zepsuł i musiał być w maks 3 dni naprawiony bo sobie bez niego nie wyobrażam niczego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak,pisałam o Zante.Wspomniałam o tym,że byliśmy na wyspie wtedy,gdy w Grecji szalały deszcze i były powodzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki temu, że zostawiłaś komentarze na moim blogu, teraz ja mam okazję poznawać Ciebie. Pozdrawiam serdecznie,

    OdpowiedzUsuń
  4. O, Simero, to Ty jednak jestes? Sporadycznie, ale zawsze to cos! ;)

    OdpowiedzUsuń